Avatar @MichalL

@MichalL

Bibliotekarz
64 obserwujących. 48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 2 godziny temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
64 obserwujących.
48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 2 godziny temu.
niedziela, 9 czerwca 2024

Muzyczne szwendanie – cz. 86 (Mystic Festival 2024)

Dobry wieczór i dzień dobry (23:54)

 

Jestem i już zapowiadam, że choć mamy weekend nie było w nim Journey czy Outfield. To też nie będzie takie luźne spotkanie jak dotychczas bo chciałbym podczas tego monologu zachować chronologię wydarzeń. Nie będę wrzucał wszystkich zespołów z listy, bo byłem tylko podczas dwóch dni, a i tak nie było możliwe dotrzeć wszędzie. Mystic Festival 2024 to cztery dni koncertów, 5 niezależnych względem siebie scen, panele dyskusyjne, strefa spotkań z zespołami, strefy jadła z telebimami aktualnych występów, punkty z ciuchami i gadżetami, fryzjer/barber, studio tatuażu i percingu. Wszystko i aż nadto czego można potrzebować przyjeżdżając na koncert ulubionego wykonawcy. Ok tyle słowem wstępu, więc bez przedłużania, zapraszam na moje wrażenia z pomorskiego festiwalu.

 

Środa  (05.06)

 

 

Nie byłem na rozpoczęciu, bo to jedyny dzień, który nie obejmowały karnety poza tym czterodniowym. W pierwszym terminie, dostępnym za siedem stówek z małym haczykiem ale bez informacji o zespołach które będą gościć. Taki zakup w rewelacyjnej cenie ale z pudełkiem niespodzianką. Dzisiaj już wiem, że było warto. 

 

Z relacji znajomych wiem, że zespół Fear Factory wypadł mega słabo. Miałem kiedyś kasetę.

 

 

Znowu Kreator jako faworyt tego dnia pokazał swoją klasę zatem przed nami numer, którym rozpoczynali setlistę w Polsce.

 

 

Gdzieś tam jeszcze pojawił się Ice-T z zespołem Body Count ;)

 

Czwartek (06.06)

 

W tym dniu jechałem z Żoną, bo jeden występ miał dla nas ogromne znaczenie. Swoją drogą, to był dla Niej pierwszy w życiu taki spęd, na taką skalę. Była przerażona, więc szła za mną jak owieczka na ścięcie ;) Przyjechaliśmy troszkę po czasie, bo byłem po nocnej zmianie, chciałem trochę odespać a i tak skończyło się tylko na trzech godzinach. Wspierając się energetykami ruszyliśmy. W międzyczasie zagrał zespół Gutalax, bardzo charakterystyczny jak sami się zaraz przekonacie.

 

 

Jeśli ktoś pomyślał, co to za gówno to jak najbardziej, to określenie wpisuje się idealnie w ramy zespołu. Nie bez powodu na ich koncertach latają rolki papieru toaletowego, publiczność wymachuje deskami wc bądź pokrewnymi przyrządami. Mało tego, jak sprawdziłem inne zapisy z koncertów, to i pojawiają się na scenie budki Toi-Toi. Taki styl. 

 

Dotarliśmy na festiwal w czasie kiedy na głównej scenie grał Thy Art Is Murder, nie wiem, nie znam. Postaliśmy chwilę i zrobiliśmy rundkę po stoiskach i innych scenach by mieć nieco wiedzy, co i gdzie później szukać. 

 

 

Po nim poszliśmy na inną scenę, na której miał wystąpić Sodom. Tu już mi bliższe klimaty, w końcu kiedyś z zespołem coverowałem ich numer "Ausgebombt". Ten zespół jest tak charakterystyczny, że można go rozpoznać po samym brzmieniu i tempach numerów.

 

 

Ewakuowaliśmy się odpowiednio wcześniej podczas setu Sodom by dotrzeć pod główną scenę i zająć dobre miejsca względem kolejnego występu. Tu miała zakończyć się moja misja. 17 lat temu podczas konstruowania ścieżki dźwiękowej do naszej weselnej płyty ułożyłem cały set z solowych płyt Dickinsona pomijając w ten sposób Ironów. Taki był zamiar.  Za punkt honoru ustawiłem sobie, że zabiorę Żonę "chociaż" na koncert Ironów bo przez długi czas perspektywa solowej trasy była nie do pojęcia. Stało się, a my znaleźliśmy się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu.

 

 

Mega występ, Dickinson ze swoim ADHD, skaczący i biegający po scenie. Gadatliwy i oczywiście porywający. Numery? Zaliczyli każdy solowy album. Wymarzony wachlarz numerów patrząc przez pryzmat całej solowej kariery. 

 

 

 

Staliśmy po lewej stronie sceny. Zauroczyła mnie basistka Tanya O'Callaghan, irlandka... ach. A i ten numer... 

 

 

Doskonały set, Żona spełniona. Misja wykonana. Amen.

 

Na bocznej scenie wystąpił jeszcze Biohazard, który ledwo co pamiętałem z lat dziewięćdziesiątych i gwiazda wieczoru Machine Head, który już sobie odpuściliśmy. Znajomi potwierdzili, że to najbardziej przeceniony zespół w metalowym środowisku. Osobiście nigdy nie zgłębiłem ich twórczości, nawet po tym jak nasz rodak Wacław "Vogg" Kiełtyka (Decapitated) dołaczył do ich składu. 

 

Piątek (07.06)

 

Tu już zostałem puszczony samopas, ale ja wiem, że był uknuty plan ;) Poprzedniej dobry spałem 3 godziny, kolejnej 6. "Baw się" z tej perspektywy wyglądało bardzo podejrzanie ;) Z pięciu scen ograniczyłem się do trzech. Nie ma takiej możliwości, żeby ogarnąć występy w całości każdego zespołu na każdej z pięciu. 

 

Szukałem zespołu Pigx7 ale trafiłem na zupełnie inną halę a tam grał Mysticum. Nie znałem, ale na telebimie za nimi były czołgi, wojna, więc chwilę zostałem.

 

 

Później poszedłem na Paradise Lost na główną scenę, ale ogólnie słabo mi przypadł ten set. Nigdy namiętnie nie słuchałem, więc nie rozumiem. Podobno to jedyny zespół, który zagrał set wg. opinii internautów. Była swego czasu taka ankieta, że można było wybrać wskazane numery z płyt i tym samym dając im miejsce na oficjalnej liście podczas Mystic. Fajny patent choć zupełnie burzący koncepcję jakiejkolwiek opowieści. I pewnie w ten sposób zagrali na koniec cover singla brytyjskiego zespołu Bronski Beat.

 

 

Ale przyszedł czas na zmianę sceny , na której rozpoczynał się występ niemieckiego zespołu ACCEPT. Niestety nie ma jeszcze godnych relacji więc będę się posiłkował podobnymi.

 

 

Ale ja ciągle czekałem na numer, z który na zawsze związałem się z tym zespołem. Uczyłem się go grać na gitarze znając tylko jedną płytę, tę na której występował. Potem jak miałem już swój zespół, zagraliśmy ten numer podczas pierwszego koncertu.

 

 

a później już standardowo.

 

 

 

i finał... polecimy mega oryginalnie

 

 

Gwiazdą tego wieczoru był zespół Megadeth, ale coś chyba nie poszło względem nagłośnienia. Zanikały gitary, a w pierwszym numerze nie działał mikrofon. Mega ftopa pokazująca, że zespół przygotowujący nie ogarnął zadania. Nie będę szydził, ale czasem co niektórym przydałoby się nieco pokory. 

 

 

Po tym występie usiadłem sobie w leżaku i już na telebimie obejrzałem ostatni spektakl polskiego zespołu Furia.

 

 

Około 01:30 nastąpił koniec po czym trzydzieści km i byłem w domu.

 

W sobotę był ostatni dzień festiwalu, popytam wśród znajomych jak spisał się Kerry King, Satyricon, Dark Funeral i cała reszta. Póki co dziękuję za uwagę.

 

Dobranoc i dzień dobry (03:52)

 

 

 

 

 

× 13
Komentarze
@frodo
@frodo · 6 miesięcy temu
No kolego. Same klasyki wysłuchałeś. Pozdrawiam serdecznie Marcin.
× 1
@MichalL
@MichalL · 5 miesięcy temu
A jednak wiele mnie ominęło, za rok pojadę na wszystkie dni ;)

Archiwum