Avatar @MichalL

@MichalL

Bibliotekarz
64 obserwujących. 48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około godziny temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
64 obserwujących.
48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około godziny temu.
niedziela, 18 września 2022

Muzyczne szwendanie – cz. 46

(00:39)

Dobry wieczór i dzień dobry.

 

Ufff… jestem. Tydzień minął pod znakiem nocek więc powinienem być dzisiaj niezniszczalny.

 

Chciałbym dzisiaj cofnąć się znowu do minionych dekad. Hmmm, to będą dwa etapy w moim życiu na tle jednego zespołu. Pierwszy to ten dziewiczy, kiedy to pierwszy raz usłyszałem te dźwięki i galopujący rytm, drugi to czasy gier komputerowych, które przez pewien czas zapełniły mi pustkę po odejściu z muzycznego zespołu.

 

Zaczniemy od tej świeższej, bo przecież facet musi mieć pasję. Jakąkolwiek, musi mieć miejsce, gdzie zniknie, przed żoną, dziećmi, czy chociażby przed otaczającym go pędem codziennego trybu życia. I ja tak również uciekłem, a zdarzało się, że siedziałem w słuchawkach podczas klanowej rozgrywki w Call Of Duty (2007), a na kolanach, pomiędzy ramionami obsługującymi klawiaturę i myszkę trzymałem malca. Ten czas szybko się skończył i przeszedłem na gry jednoosobowe. Tutaj wszedłem w świat Assassins Creed gdzie również przepadłem. Zarówno pod względem historii jak i muzycznego klimatu rodem z pirackich oberży. Tak, dla obeznanych w temacie „Black Flag” zniszczył mnie zupełnie bo po „Revelations” myślałem, że wiem już wszystko.

 

I tym miłym akcentem zapraszam na zespół, który do pirackich knajp pasowałby idealnie.

 

 

Kiedyś wrzucałem ten numer w wersji z koncertu, dzisiaj będzie w innej odsłonie. Ach co ty była za gra, film oczywiście nie pochodzi z oryginalnej ścieżki gry (szkoda), ale moja historia z zespołem Running Wild rozpoczęła się dobre kilka lat wcześniej.

 

Krótko po szkole średniej o profilu budowlanym zaciągnąłem się podczas wakacji do prac geodezyjnych. Tam poznałem pana Marka, kolesia około pięćdziesiątki. Szczupły, średniego wzrostu z krótką „kozią bródką”. Szczególną uwagę zawracałem na jego włosy, które mimo upięte w kucyk były bardzo ubogim spięciem. Nie te co dzisiaj, że ktoś ma pasemko z góry zawiązane gumką. Tu było klasycznie, ale przez wzgląd na wiek i pewnie predyspozycje genetyczne, gęstość zarośla miała znaczenie.

 

Do tej myśli potrzebny jest nowy akapit. Pan Marek słuchał nałogowo Running Wild, wiec i ja z resztą ekipy słuchaliśmy go w samochodzie podczas wypraw na geodezyjne wykopaliska. I jak już skumał, że obracamy się w podobnych klimatach zwierzył mi się odkrywając swoje jak do tamtej chwili niespełnionego pragnienia. Odpalić w aucie jeden konkretny numer Running Wild i wjechać podczas jego trwania w stado pierzastych stworzeń. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem.

 

 

Różnie można reagować na mocne dźwięki. Jednych ogarnia nieokreślona moc, innym zwiększa się aktywność, czasem agresja, mnie uspokaja. W średniej szkole uczyłem się jednocześnie słuchając metalowej muzyki, dzisiaj doskonale jeżdżę autem czy chociażby sprzątam mieszkanie w rytmie cięższych brzmień. W każdym razie pomaga mi się skupić. Każdy na pewno reaguje inaczej i tworzy przy tej okoliczności swoje subiektywne projekcje.

Ok, wróćmy do baru… Panie przodem…

 

 

Genialny klimat. I jeszcze wracając do pana Marka, miał wszystkie płyty Running Wild więc sukcesywnie podbierałem mu koleje aby przegrać sobie na własny użytek. To były czasy mp3, więc pożyczałem taki krążek i konwertowałem na bogato do wersji folderowej. Swego czasu przyrzekłem sobie, że spłacę ten dług i kiedyś zwrócę go twórcom z nawiązką. Stąd też od kilku lat pojawiły się w moim życiu płyty winylowe. Powoli rekompensuję osobiste poczynania z minionych lat i nadrabiam lojalność wobec twórców, kupując ich dobrze już znane tytuły.

OK, wypadałoby się chociaż na moment zobaczyć panów, żeby nie było że zespół tylko ze słyszenia… hmmm, może jeszcze nie teraz.

 

 

Panowie z Running Wild są konsekwentni w każdym calu, zarówno jeśli chodzi o klimat ja i tematykę swoich utworów, bo jeśli o piratów chodzi to któż mógłby inny wspomnieć o niejakim Jack’u Calico.

 

 

Running Wild to jeden z tych zespołów przy których podczas odsłuchu można zatracić się w historii. Tak przecież robi też Iron Maiden, Sabbaton i spora część metalowych zespołów, które zwykle są na pierwszy odsłuch uznawane za typowe „szarpidruty” jak to mawia mój Tata. Cały czas nie może zdzierżyć, że jedyny syn poszedł za Matką, w muzykę a nie w wędkarstwo. W każdym razie, zespoły te robią niesamowitą robotę w tekstach, przywołując wydarzenia z minionych epok.

 

Był też film „The Last of the Mohicans” (1992) w reżyserii Michaela Manna. W prezentowanym przeze mnie kolejnym numerze doświadczymy spójności tych obrazów, bo tu i w wspomnianym ujęciu doświadczymy tej samej historii opartej na dziele James’a Fenimore Coopera.

 

 

świetne te indiańskie wstawki…

 

Niesamowita jest też ówczesna klasyfikacja zespołów, tutaj to już power metal  czy chociażby speed metal. OK. Rozumiem, że to może być podyktowane tempem, szybkością jaką osiągają gitarzyści. Ale tak się przecież gra również w innych gatunkach, a nawet szybciej. Więc gdzie tu speed? Bardziej przemawiają, czy formułują ten gatunek zwolnienia czy  chóralne wokale, ale cóż, są mądrzejsi.

Wróćmy jednak na ziemię i to dosłownie…

 

 

świetny numer, odkryty przed momentem. Bo tak właśnie jest że zespoły wydają te płyty w takim tempie, że gdy nawarstwi się ich ilość, to tak jak z książkami. Czekają na swoją kolejność. Facebook czasem podsyła mi zdjęcia zakupów książkowych sprzed lat i też patrzę co na chwilę obecną ciągle nie ogarnąłem, a często są to zrzuty sprzed 3-5 lat. Matko, tyle czekamy na mój ruch? Cóż, życie.

Ale trzymajmy się muzycznej strony…

 

Przed państwem…

 

 

Ten zespół mało posiada starych fragmentów z występów koncertowych albo ja dzisiaj na takie nie trafiam. Mówię o tych w dobrej jakości.

Dobra na zakończenie tej przygody z Running Wild i jednocześnie nawiązując do poprzedniego numer i w końcu oglądając Panów na żywo i przez momencik poczuć Under Jolly Roger … po raz drugi dzisiejszego wieczoru… taaadaaam

 

 

(04:20)

Dobranoc moi mili i dzień dobry zarazem.

#running_wild#metal#muzyka#muzyczne#szwendanie
× 9
Komentarze
@piotr_osowski
@piotr_osowski · około 2 lata temu
O kurka wodna! Coraz bardziej sobie uświadamiam, jak ubogie było moje życie muzyczne zanim się w nim pojawiłeś kolego :)
× 3
@MichalL
@MichalL · około 2 lata temu
Ach, jak mi miło się zrobiło. Do usług, Kolego ;)
@frodo
@frodo · około 2 lata temu
Running Wild, łezka w oku się zakręciła. Z trzy dekady temu jeden z moich ulubionych zespołów.
× 1

Archiwum