Avatar @MichalL

@MichalL

Bibliotekarz
57 obserwujących. 47 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 8 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
57 obserwujących.
47 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 8 godzin temu.
niedziela, 31 lipca 2022

Muzyczne szwendanie – cz. 40

(00:54)

 

Dobry wieczór i dzień dobry.

 

Koniec urlopu, o zgrozo! Kup sobie dodatkowe książki, mówili. Będzie fajnie, będziesz miał mnóstwo czasu na czytanie mówili. Nieee, nie to żebym nie dotknął książki przez ten czas, bo musiałbym Was okłamać. Tak, za pierwszym razem miałem w dłoniach książkę, jak pakowałem ją na wyjazd z rodziną, potem jak położyłem ją na stoliku przy łóżku no i jak pakowałem ją z powrotem. Później, już w domu, też miałem kontakt z książkami rozdzielając wg nowego porządku jedną z półek. I to tyle, szaleństwo.

 

W to miejsce nadrobiłem mnóstwo filmowych zaległości i dzisiaj ruszyłem z muzycznym klimatem. Temat dość stary, bo dokument ukazał się podobno w 2021 roku a za sterami stanął sam Peter Jackson (to ten od pierścieni, Mordoru i Hobbitów). O tym jednak dowiedziałem się dopiero dzisiaj. Wcześniej widziałem jedną, dość niezrozumiałą zapowiedź tego projektu.

 

 

Na tamtą chwilę nic mi to nie mówiło, poza przykuwającym uwagę pamiętnym dachem. Teraz widzę, że w zapowiedzi padło nazwisko Petara Jacksona, ale wówczas tego faktu nie uchwyciłem. Z drugiej strony co ma Zalewski do Beatlesów? Raczej nic, poza nieczytelną reklamą, bo ta już oficjalna wyjaśniała już wszystko.

 

Uwaga, petarda!

 

 

Serial ukazujący twórczy miesiąc z życia Beatlesów. Samo określenie serial może wprowadzać lekkie zamieszanie, bo to przecież tylko trzy odcinki, ale… Właśnie, w tym przypadku nie w ilości mierzymy tu wartość, a w ich długości. Łącznie mamy około ośmiu godzin materiału. Na chwilę obecną, został mi ostatni odcinek, nieco ponad dwie godziny, zawierający przygotowania do kulminacyjnego występu.

I to trochę jak z ewolucją, najpierw era kamienia, potem nowe odkrycie, kolejne, aż do udoskonalonej wersji, tyle że tutaj świetnie został ukazany proces twórczy.

 

 

W takim klimacie jest zbudowany cały dokument. Pokazuje zespół, który ma miesiąc na stworzenie nowego albumu. Ma za sobą dziesiątki hitów, wzloty i upadki, mniejsze czy większe afery. Czują się i mają świadomość, że są gwiazdami swojego nurtu. A jednak nie jest tak kolorowo. Są kłótnie, mediacje i kompromisy i bardzo widoczny nacisk tych, którzy za te spotkania płacą.

 

Niesamowity dokument i tak jak nigdy nie zagłębiałem się w twórczość The Beatles tak dzisiaj chłonę i szukam kolejnych dźwięków.

 

 

To jeszcze z tych początkowych prób, pod szyldem poszukiwania dźwięków, a tu kilka dni później.

 

 

I tak to właśnie wygląda. To takie podglądanie zespołu jak tworzy, rozmawia ze sobą, próbuje, powtarza jeden moment kilka razy. Piękne. Mówiłem już, że to niesamowity dokument? Taki jest i jak się doczytałem płyta nad którą wówczas pracowali, niestety była ich ostatnią.

 

 

Moje dotychczasowe, niecałe sześć godzin spędzone przy tej projekcji pokazało, że zespół The Beatles to kumulacja świetnych muzyków, baaaa multiinstrumentalistów. Każdy z nich potrafi(ł) grać na kilku różnych instrumentach. Paul McCartney siadał za perkusją, a znowu Ringo Starr dołączał się do klawiszy. Często podczas prób zamieniali się funkcjami i to podkreślało ich klasę. Rozumieli w ten sposób „robotę” kumpli z zespołu. Kiedy coś nie trybiło, w moment wiedzieli gdzie leży przyczyna.

 

W dokumencie pomiędzy próbami, Panowie przywołują mnóstwo starszych numerów (to końcówka ich kariery płytowej, więc zaplecze jest już obfite). To około 170 numerów, które usłyszymy w postaci jednej zwrotki, refrenu czy zapętlonym akompaniamencie podczas czytania najnowszych ogłoszeń z gazety. Wszystko podczas prób, z filiżanką kawy, czasem mocniejszego trunku w szklance i słodkości.

 

 

I to nie tylko numery z poprzednich płyt zespołu, a także coverowe aranżacje znanych w tamtym czasie tytułów.

 

 

albo ten

 

 

Takich akcentów jest mega dużo, które w jakimś stopniu pokazują ich fascynacje muzyczne. A i w rozmowach przewijają się nazwiska takie jak Clapton czy Dylan. Kawał historii, bo to rok 1969 a ma się wrażenie że w tamtym okresie wydarzyło się już wszystko.

 

Jeszcze jeden twórczy przykład…

 

 

i finałowa wersja

 

 

poszły napisy więc to koniec podchodów do finału, kultowego występu na dachu, a zatem polećmy…

 

 

W niedzielę będę oglądał ostatni etap tej historii ale już widzę, że poszczególne numery mają kilka wersji. Ciekawe czym będą się różniły…

 

To kolejny

 

 

i ostatni numer „z dachu” na dzisiaj… ten najbardziej kluczowy, który miał być symbolem płyty, choć później stało się inaczej…

 

 

„The Beatles: Get Back” to dokument, który rozbudził mnie emocjonalnie. Dotknął sfer tych najbardziej wrażliwych. Pokazał magię muzyki i ludzi, którzy potrafią ją okiełznać. Ludzi, którzy tak mocno indywidualni potrafili stworzyć coś niesamowitego. Nie bez zgrzytów oczywiście, ale i tak należą się im wielkie brawa. Ostatnia płyta The Beatles miała nazywać się od numeru „Get back”, ale tak się nie stało, bo na niej znalazł się przecież inny, wielki numer.

 

 

To tyle i dziękuję za dzisiejszą czterdziestkę naszych spotkań, ja przy podobnej okazji takiego świętowania kupiłem swój pierwszy gramofon, dzięki któremu do dzisiaj pogłębiam muzyczne doznania.

 

(03:55)

Dobranoc moi mili i dzień dobry zarazem.

 

Ps. Jeden numer nie daje mi spokoju... posłuchajcie i powiedzcie z jakim wykonawcą Wam się kojarzy, albo ja już kompletnie odleciałem.

 

 

Ja mam swój typ, po tzw. pierwszej nutce hehe. Ale refren też mocno podobny. Czekam na Wasze typy ;)

#Muzyczne#Beatles#rock#sesja
× 9
Komentarze
@Mackowy
@Mackowy · ponad rok temu
Refren z jakąś piosenką wykonywaną przez Joe Cockera mi się kojarzy 🤔
× 2
@MichalL
@MichalL · ponad rok temu
@Mackowy dokładnie tak




× 2
@Mackowy
@Mackowy · ponad rok temu
Jasne! Tylko to też jest piosenka Beattlesów nie?
@MichalL
@MichalL · ponad rok temu
Tak ale ta ich wersja mało podobna jest do tej Cockerowej i teraz zobacz. Zrobili numer, Cocker przerobił go i zagrał na swój sposób czyniąc z niego hit. Potem Beatlesi robią zupełnie inny numer, który bardziej przypomina Cockerową wersję niż ona sama oryginał. Hehe
× 2
@Mackowy
@Mackowy · ponad rok temu
To prawda, w ogóle ten Cocker to śmieszny gość był, żadnej swojej piosenki w życiu nie nagrał, a ze średnich cudzych robił złoto :)
× 1

Archiwum

© 2007 - 2024 nakanapie.pl