Avatar @MichalL

@MichalL

Bibliotekarz
56 obserwujących. 48 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 8 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
56 obserwujących.
48 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 8 godzin temu.
sobota, 12 lutego 2022

Muzyczne szwendanie – cz. 23

Chciałem weselej, ale boję się, że jak będę odwlekać temat, to opadną emocje i guzik z tego wyjdzie. W czwartek tj. 10 lutego, świat muzyczny zakrztusił się wiadomością o odejściu z tego padołu ikony polskiego metalu. To nie była nagła śmierć. O trwającej chorobie Romana Kostrzewskiego media bębniły od dłuższego czasu. Odwoływano koncerty, sesje nagraniowe, a Pan Roman mizerniał z dnia na dzień…

 

… i każdy miał nadzieję, nieeee, źle. Ja sam nie dopuszczałem takiej możliwości, że tego człowieka może kiedykolwiek zabraknąć. Polska scena metalowa z Romanem Kostrzewskim to chyba, uwaga bo aż sam się boję takiego porównania, to jak Lemmy Kilmister z Motorhead dla Anglików. Tyle, że ten nasz nie grał podczas koncertów na basie, ale za to świetnie tańcował (kto był na koncercie, ten wie o co mi chodzi).

I stało się, wiadomość szybka, krótka, Roman już nie zaśpiewa, nie nagra kolejnej płyty, a ja nie zobaczę się z nim na kolejnym koncercie w Gdańsku. Zasnął… jak kamień.

 

 

To była szkoła średnia, technikum, kiedy pierwszy raz miałem styczność z twórczością zespołu KAT. Pamiętam, że mój kumpel z sąsiedniej ławki rozpływał się w tych dźwiękach, a ja tak niekoniecznie. Miałem wtedy już swoje uklepane zagraniczne ścieżki i na polski metal zerkałem bardzo ostrożnie. Cóż, wówczas nie poszło. Nie poleciałem za Jego fascynacją i temat upadł. Jasne, wiedziałem co to, jak brzmi itd. Mimo to nie zatrybiło. Niedługo później trafiłem na kolejnego typa, który miał niesamowitą kolekcję kaset magnetofonowych i między innymi dostałem przegraną koncertówkę „38 minutes of Life” z 1987 roku. Przesłuchałem i coś wówczas pękło…

 

 

Ballada, metalowa, polskiego zespołu. Szok. Nawet jak teraz puszczam, łapię się na tym, że ciągle pamiętam słowa, o leci „Z wilka wilk, z nędzy nędza, a z krwi krew”. A za chwilę, oooo właśnie teraz „Idzie armia. Zejdź! Fallus, wymię. Zejdź! Ciepły czarci kult. Idzie armia.”

Od tego czasu żyliśmy z KATem po przyjacielsku. On nie narzucał mi się kolejnymi płytami, a ja zaglądałem gdy było różnie. Tak to przecież powinno się odbywać. Bez zobowiązań, przychodziłem gdy potrzebowałem mocy, On mi jej udzielał i pewnie wiedział, że za jakiś czas znowu wrócę.

Jeśli chodzi o ballady, te milowe kroki w historii polskiej muzyki to… bez wątpienia… łza

 

 

oh jak to brzmi na żywo, magia.

 

„daję ci moją łzę”…

 

i dalej

 

„Okręt mój płynie dalej gdzieś tam. Serce choć popękane chce bić. Nie ma Cię i nie było jest noc. Nie ma mnie i nie było jest dzień”

 

Ten numer, to chyba, nieeeee to jest najlepszy kawałek wszechczasów. Muzyka genialna, tekst? Oj chciałbym, żeby ktoś tu z naszych podjął się analizy. @LetMeRead spróbujesz? Tak, rękawica rzucona. Któż jak nie Ty ;)

 

Ten numer, a w ciągu tych paru linijek tekstu zdążyłem go przesłuchać trzy razy, wywołuje u mnie zawsze wiele wspomnień. Jest niesamowity. Za krótki, stąd te powtórzenia. Ach.

 

W międzyczasie trafiłem zakulisowe video polskiego zespołu Decapiated, na którym gitarzysta siada za pianinem i leci z nutkami KATa… nie wrzucam tej aranżacji, bo dostępna jest tylko na FB, jeśli ktoś chętny to czekam na sygnał. Polecimy od razu z oryginałem, bezpośrednio z płyty.

 

 

Ale KAT to przecież nie tylko ballady, choć płyta „Buk – akustycznie” nadaje tym numerom zupełnie innego wymiaru. Kiedy 3-4 lata temu byłem na koncercie KATa w gdańskim Parlamencie, znałem set listę zespołu, więc gdy zespół niby schodził ze sceny doskonale wiedziałem, że czekamy na deser. W tamtym czasie w jego skład wchodził między innymi numer Odi…

 

Jak teraz sprawdzam, dużo jest filmów z ostatnich czasów, kiedy Roman walczył z chorobą. Włączmy zatem wersję studyjną, baaaa z teledyskiem. Niech ma. Niech się dzieje.

 

 

I ten numer zniszczył mnie. Sponiewierał aranżacją gitarową, tempem i tekstem. Swoją drogą tekst też jest godny fachowej analizy.

 

To tyle… w międzyczasie ogarnąłem jeszcze książkę Romana Kostrzewskiego…

 

 

Ciekawa pozycja.

 

Dobrze, dość. Koniec. „Popiór” to ostatnia płyta na której zaśpiewał Roman Kostrzewski, więc zakończę w ten sposób.

 

 

Dziękuję, dobranoc, dzień dobry.

 

Pozdrawiam - Michał

#kat#metal#heavy#roman#kostrzewski#legenda#ikona
× 13
Komentarze
@Mackowy
@Mackowy · około 2 lata temu
Świetne te dzisiejsze szwedanie, dzięki, a:
Okręt mój płynie dalej gdzieś tam...
pamiętam z gimnazjalnych czasów - kolega miał to na kasecie i było "katowane" na wycieczkach szkolnych, KAT jakoś mnie nigdy nie porwał, ale przy tej balladzie ciary chodziły po plecach, a Roman niech odpoczywa w spokoju.
× 5
@MichalL
@MichalL · około 2 lata temu
Dzięki, zwykle na koncertach żegnał się słowami "do zobaczenia w piekle". Oj zaczyna się tam robić tłoczno.
× 1
@OutLet
@OutLet · około 2 lata temu
Ha! To mogłoby być ciekawe doświadczenie, biorąc pod uwagę, że nie znam tej twórczości (przepraszam...), potrafię jedynie połączyć śpiewającego z rodzajem muzyki. Byłabym więc niemal wolna od narzuconych skojarzeń. Więc kto wie, może spróbuję. :)
A poza tym świetny wpis. Dobrze, że z nim nie czekałeś.
× 4
@MichalL
@MichalL · około 2 lata temu
W takim przypadku chyba lepiej jak na "chłodno" przyjmujesz tekst. Bez emocjonalnego bagażu, który mógłby wypaczyć jego znaczenie. Dziękuję ;)
× 2

Archiwum

© 2007 - 2024 nakanapie.pl