Avatar @MichalL

@MichalL

Bibliotekarz
57 obserwujących. 47 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 5 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
57 obserwujących.
47 obserwowanych.
Kanapowicz od 4 lat. Ostatnio tutaj około 5 godzin temu.
sobota, 4 listopada 2023

Muzyczne szwendanie – cz. 74

(00:54)

Dobry wieczór i dzień dobry.

 

Dzisiaj późno ale w piątek o 22 skończyłem pracę i zanim ogarnąłem zaległości, usiadłem do laptopa, trochę zleciało. W sumie, to nieplanowane spotkanie, choć mam jedną muzyczną mega bombę, ale niestety, z tym tematem muszę jeszcze trochę poczekać. Wrrrr. W komentarzach do ostatniego Muzycznego szwendania i dyskusji jaką prowadziłem z @frodo poruszyliśmy temat coverów względem numerów, które są tak mocno rozpoznawalne, że każdy, który zapragnie go zagrać w swoim gronie staje się napiętnowany. To tak w uogólnieniu. Chodziło o sens, bo fajnie jest mając zespół, móc wpleść w swój repertuar numer z czołowej listy sprzed kilku dekad. Tylko, że ten kij ma dwa końce. Z jednej, taki zespół wykona go rewelacyjnie i nikt z fanów się do niego nie przyczepi, po czym następuje jeszcze większe uwielbienie i uznanie. Z drugiej, kiedy tak szeroko znany numer nie wychodzi jak powinien i następuje katastrofa. Taka sytuacja też jest mocno podkreślona, tyle, że z mocną falą hejtu i ogromnym krokiem wstecz dla zespołu. Piszę o środowiskach wyznawców metalowej muzyki, bo to środowisko znam w miarę dobrze. Są bardzo pamiętliwi i schematyczni ;)

 

Zaproponuję numer, który usłyszałem w tym tygodniu w radiu, wracając późno z pracy. To doskonały przykład jak można zmienić aranżację, na coś, co dzisiaj stanowi taki muzyczny kamień milowy.

 

 

Album: It's A Beautiful Day (1969) wersja koncertowa, szczęka mi opadła i obrałem dłuższą drogę do domu by wysłuchać go do końca. Byłem w szoku bo ten riff znałem dotychczas z zupełnie innej strony a tu nagle podrzucają mi taki obraz. Doczytałem, Deep Purple dokonali wymiany. Wzięli powyższy riff a użyczyli swojego „Wring That Neck” i pozwolili zamienić go w „Don and Dewey”. Wracając do numeru to już otwarcie, Child of Time chyba wszyscy znają.

 

 

Zapytam jeszcze raz. Można obronić się grając cover? Tak tu ewidentnie aranżacja numeru poszła w inną stronę, więc to nie jest do końca dobra odpowiedź. Ale już blisko. Chwila, muszę pomyśleć. Skoro nowa aranżacja znanego numeru nie budzi zastrzeżeń, bo przecież i tempo może być inne, i podziały na zwrotkę, refren, solo itd. gdzie jedynie muska się oryginał. Może to jest klucz. Oprzeć swoją interpretację na znanych dźwiękach? Tu pewnie mogą wyjść jakieś prawne machlojki lub zespoły dżentelmeńsko dogadają się jak w przypadku Deep Purple.

 

Dobra ugryźmy temat inaczej. Wyszukałem cover znanego zespołu, pomijając znane dla mnie zespoły, które odważyły się na ten ruch. Chciałbym pokazać co innego. Zespół, który zapodam, zagrał ten numer genialnie pod względem harmonii i całej otoczki. Niech leci. Nie słyszałem wcześniej wariatów.

 

 

Wszystko tu wygląda profesjonalnie, brzmienie, ojjjj bas brzmi bosko, gitarowe dżydżydży rewelacja. Nawet wokal mi się podoba zwłaszcza w tych partiach kiedy krzyczy. Ach te okrzyki rządzą. Perkusja taka nijaka, ale w tym kontekście nie o tym mówimy. Dobra, widzę, że źle dobrałem numer. Tzn. dobrze ale nie o to mi chodziło. Bo można być blisko oryginału i się łatwo sparzyć, a tu zespół w moim mniemaniu obronił się. Dali radę. Brawo. To spróbujmy jeszcze raz.

 

 

Muzycznie rewelacja, ale już za wokal, chłopaczek mógłby dostać komentarzowy niezły wpiernicz. I powiedzmy, że o to mi chodziło. Bo skoro zespół próbuje zrobić znany numer 1:1 to już na starcie mierzy się ze wspinaczką jak na Mount Everest. Każdy się do czegoś przyczepi. A to gitara była inna, a to perkusista ominął blachę itd. 

 

To nie jest żadne moje odkrycie, a jedynie potwierdzam fakt, że zespoły przestały robić covery w stylu 1:1. Tak jak kiedyś Deep Puprle i pewnie setki innych zespołów, które bazują na konkretnych motywach (riffach) i bezpiecznie tworzą swoje aranżacje.

 

Teraz tak…

 

 

I jak tu się do tego odnieść? Numer przecież doskonale znany, aranżacja zupełnie odbiega. To dobrze, czy źle? Nie bez powodu podałem ten przykład, bo kiedy usłyszał to wykonanie, zbierałem szczękę z podłogi podczas projekcji filmu „Black Widow”. Śmiem rzec, że nie bliskość oryginału daje przepustkę na sukces, a jego oryginalna aranżacja.

 

To jeszcze jeden dowód.

 

 

Raphael Mendes to mega człowiek i nie ujmuję w żadnym stopniu jego wartości wokalnych. Brzmi bardzo blisko zachowując przy tym manierę Dickinsona i tego nie można mu odebrać. Grają tu numer Iron Maiden. Wszystko brzmi idealnie, czy można się czegoś czepiać? Nie słyszę. Brzmi super, ale to super to takie znowu za bardzo super. Nie dość, że instrumentalnie, to jeszcze wokalnie wszystko się nakłada. Chora akcja. Dublujemy coś co ciągle istnieje. Dla kontrastu,  Pan Stuart. Stuart malutki jak w tych filmach dla dzieci.

 

 

I co? Który? Mendes czy jednak Stuart? Ja wybieram tego drugiego, bo jest bardziej oryginalny. Mimo wyglądu, bo przecież nie zadbał o to by wyglądać jak rockman. Nie ubrał złowrogo wyglądającej koszulki, nie nawiązał w żadnym stopniu do Iron Maiden. Tylko zagrał. Zupełnie inaczej niż w oryginale, bo i tempo inne, natężenie dźwięków i cała reszta. Zdumiewające.

 

To tyle moi mili w kwestii coverów jakie w tej chwili jestem w stanie Wam zaprezentować. Na koniec, dla kontrastu podrzucam kompilację mniej udanych aranżacji i innych dziwnych akcji.

 

 

Ostatnio zostałem wywołany do tablicy i musiałem odkurzyć wiosło. W moim mieście, 10 listopada zagra zespół damage case. Ten sam, który zakładałem X lat temu. Ostatnio mój syn skończył 15 lat, więc jasno wskazuje, że odszedłem z tamtej formacji jak miał dwa, trzy lata. Jak widać, minęło od tamtych dni sporo czasu, a teraz mają zagrać tam gdzie wszystko się zaczęło. To dla mnie duże napięcie. Nie ma mnie, to już powinien być cios i w sumie jest. Dzisiaj, nie ukrywam, brakuje mi tego koncertowego grania. Gdyby moja Żona chciała pójść na ten koncert, musiałaby iść sama. Muszę zmierzyć się z nim sam. Jak i ze sobą. Nie potrzebuję poklepywania i innych oznak współczucia. Muszę sam zmierzyć się z nostalgią, zazdrością i nienawiścią.

 

Poniżej, 2006 rok, czyli cztery lata przed moim odejściem z zespołu. Ja, to ten po lewej na zmysłowej gitarze, czarny Epiphone Goth 1958 Explorer.

 

 

To był początek zawrotnego okresu, koncertów, wyrzeczeń i sporej ilości alkoholu. O tym będzie kiedyś więcej, może.

 

Ciekawostka, moją gitarę możecie zobaczyć śledząc jej proces powstawiania w miniaturowej wersji na stronie…

 

http://manufacturburchardt.com/guitars/epiphone/epiphone-goth-1958-explorer-black-michal-laskowski-damage-case/

 

Odpłynąłem względem tematu. Późna pora. Przydałby się mocny numer na koniec. Gadaliśmy o coverach, mniej lub bardziej udanych. Mam tylko jeden, przez mnóstwo czasu uważając go za oryginał. I słusznie, bo brzmi obłędnie, mimo, że nim nie jest.

 

 

I tym miłym akcentem.

 

Życzę miłego poranka i spokojnej nocy dla tych, którzy jeszcze tu błądzą.

(04:22)

× 15
Komentarze
@frodo
@frodo · 6 miesięcy temu
Jak mniemam Twoje miasto to Malbork? Szkoda, bo dla mnie za daleko. A chętnie bym posłuchał Twojego zespołu. I spotkał w realu. Pozdrawiam serdecznie Marcin.
× 2
@MichalL
@MichalL · 6 miesięcy temu
Malbork? Nie, ale blisko. Mieszkam w Tczewie, to takie miasto pomiędzy Malborkiem a Gdańskiem.
× 1
@frodo
@frodo · 6 miesięcy temu
Myślałem jeśli koncert w 2006 był w Malborku, to tam mieszkasz. Wiem gdzie jest Tczew. Pozdrawiam serdecznie Marcin.
@Lorian
@Lorian · 6 miesięcy temu
Dio, ach Dio.

Smells Like Teen Spirit to moje lata nastoletnie, wielki sentyment. Ciekawe te covery.
× 2

Archiwum