Avatar @MichalL

@MichalL

Bibliotekarz
64 obserwujących. 48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 2 godziny temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
64 obserwujących.
48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 2 godziny temu.
niedziela, 2 czerwca 2024

Muzyczne szwendanie – cz. 85

Dobry wieczór, dzień dobry (00:24)

 

Nie było mnie uuuuuuu, ale nic się nie zmieniło. Przybyło parę książek, ale muzycznie tkwię ciągle w tym samym miejscu. To się nazywa konsekwencja. 30 lat w metalu. Podobno z takimi warto się żenić, a jak ma długą brodę to już zdecydowanie, brać w ciemno. Wytrwali, nie odpuszczają szybko i przede wszystkim... słuchają, choć głównie muzyki. 

 

Wypracowałem w domu hymny oznaczające weekend puszczając odpowiednią muzyczkę i kiedy pewnego wieczoru się nie ogarnąłem, Żona mnie zapytała? A gdzie nasze numery? Zrobiło mi się miło, bo temat zdążył się zakorzenić i w sumie nie spodziewałem się tak szybkiego odzewu. Zatem, wielka trójca. Już nawet mój YT nauczył się w jakiej kolejności proponować te numery. 

 

 

Genialny numer, niesamowity klimat. Uwielbiam tę wersję. Tak, tak, to było ostatnio. I kolejny i ten trzeci. Więc szybko wrzucę bo nastraja wyśmienicie.

 

 

 

 

Taki wstęp. Tak przez ostatnie dwa miesiące zaczynaliśmy każdy wspólny weekend. Ja pracuję zmianowo, więc czasem nie widzimy się w środku tygodnia, tzn. widzimy ale w śpiochu, bo albo Ona wychodzi kiedy ja śpię, albo wracam kiedy Ona zasypia. Weekend często jest takim spotkaniem kiedy nadrabiamy zaległości komunikacyjne poza karteczkami w tygodniu. 

 

W najbliższy czwartek jedziemy na festiwal Mystic w Gdańsku. Głównie na Dickinsona, ale przy takim rozmachu na bank zbłądzimy na inne sceny. Przesłuchałem najnowszą płytę i... Ciągle jestem ostrożny z opinią. Liczyłem na kopa, że ciężko mi będzie usiąść na dupsko, a tu, cóż, bardzo spokojnie. Dużo, ale to na prawdę dużo przytulanych numerów. Brrrr. Żona zachwycona, ja mniej. Muszę jeszcze się osłuchać, może mnie olśni. Poza singlami, które słyszałem przed premierą, poniższy numer mnie urzekł podczas pierwszego odsłuchu. 

 

 

Żona wybrała poniższy jako najlepszy z płyty...

 

 

Przesłuchaliśmy razem również najnowszy album Judas Priest i ooooooo Matulu co to był za wpier#$%#ol dla ucha. Długo nie słyszałem tak znakomitych aranżacji, tak dopasowanych. Wokalista Rob Halford ma 72 lata, a wokalnie, kłaniajcie się mu wszystkie narody. Szok. Ok, Ozzy Osbourne też brzmi ciągle jakby miał czterdzieści lat. Dopuszczam, że to może być zasługa magików ze studia nagraniowego ale z drugiej strony?! Kurczę, po tylu latach na scenie, takie legendy na bank wiedzą co zrobić, by było dobrze. Wracając do Dickinsona, będę wracał do płyty. Muszę ją ogarnąć sam na sam, ale to wymaga odpowiednich warunków, więc wszystko przede mną. A teraz?!

 

Zwariowałem przy tym numerze, Moja Żona upominała mnie co chwilę. Ty się uspokój, bo zaraz eksplodujesz. A ja Jej na to, ale Ty nie słyszysz jak to brzmi?!

 

 

Rewelacyjne partie gitarowe. Uwielbiam takie szybkie szorowanie. Zaraz człowiek robi rześki i gotowy do działania ;) A po skończonej misji...

 

 

Ostatni, nie, źle... Najnowszy album Judas Priest zmiótł mnie pod każdym względem. Jest połowa roku, cóż nie spodziewam się podobnego pocisku ze strony innych, równie wiekowych zespołów. Absolutny "musisz przesłuchać". Arcydzieło.

 

Aaaaa jeszcze jedna płyta, którą udało mi się ogarnąć od ostatnich zakupów. To już taki ciut mocniejszy cios. Testament. Byłem sam podczas odsłuchu i Żona wróciła ciut szybciej niż deklarowała. Pozamykane wszędzie drzwi bo muzyka grała na fest. Nagle otwierają się drzwi do pokoju i w nich staje Ona. Tu z głośników ryra muza, ja zamieram na środku pokoju... Na nic wszelkie tłumaczenia. Aż się zmieszałem. Zostałem przyłapany na degustacji muzycznej. Ale Ty jesteś czubek! Skwitowała. W sumie to teraz nie wiem. Czy dziwniej jest zostać przyłapanym ze spodniami w dole czy wariując przy muzyce. W każdym razie moi drodzy Testament, dwa numery. Pierwszy i ostatni z płyty. I to się nazywa wpie@#^ol.

 

 

Nic dodać, nic ująć. Przed państwem ostatni numer z płyty i tym samym ogromna niespodzianka.

 

 

Oczywiście, numer brzmi nieco inaczej niż oryginał już przez sam fakt że wokalista Chuck nie dosięga wokalnie partii w jakich operuje Dickinson. Niemniej jednak instrumentalnie brzmi to bardzo dobrze, bo z wraz z melodyjnością Iron Maiden słychać tu pazur rodem z Testament. Idealne zakończenie albumu.

 

Cóż, tyle na dzisiaj, na zakończenie? Jako, że nie uwielbiam IM, nie może być inaczej. Ale poszukam jakiejś wersji koncertowej. Będzie na co popatrzeć przy okazji.  

 

 

I tym miłym akcentem dziękuję za uwagę.

 

Dobranoc i dzień dobry w ten niedzielny poranek. (02:35)

 

× 14
Komentarze

Archiwum