Nic odkrywczego nie będzie w tym, jeśli napiszę, że największą trudnością podczas prowadzenia lekcji zdalnych jest brak bezpośredniego kontaktu z uczniem, takiego twarzą w twarz, w klasie, nie przez kamerkę. Ma to wpływ na proces dydaktyczny, że się tak mądrze wyrażę. W klasie na bieżąco obserwuję reakcje uczniów - widzę, kto przysypia, kto faktycznie jest zainteresowany, a kto udaje zainteresowanie, kto stwarza pozory pracy, a kto ma wywalone, kto korzysta z lekcji albo przynajmniej próbuje. I sama mogę od razu zareagować, stosując odpowiednie środki przymusu dobrowolnego, wzmagające aktywność kochanej młodzieży. :)
A za pośrednictwem ekranu te reakcje docierają do mnie z opóźnieniem lub wcale - jeśli pacjent akurat wyłączy kamerę, ewentualnie w ogóle opuści lekcję, oczywiście na skutek nagłych i niespodziewanych problemów z internetem. Odzew na moje hasła bywa różny, niekoniecznie właściwy.
I kiedy tłumaczę temat, pokazuję prezentację, robimy ćwiczenie - to nie wiem, czy mam stanąć
na głowie, czy może wystarczy, jak stanę na rękach...