PS. Koszmarnie ciężko pisało mi się "tytuł" wpisu. NIe mówię, że nie robię błędów - robię. W większości je widzę, choć czasem umykają. Ale napisać taki zlepek, jak tytuł tego wpisu, to było ponad moje oczy. I nadal jest :) Koszmar jakiś.
Ale wróćmy do tych książek z Klubu...
Układ z moją siostrą jest prosty. Jak trafi się książka, która nie wchodzi mnie, ceduję ją na Wondera - jak Wonderowi nie wchodzi, to gremialnie do kosza :)
Wiedziałam, ze Cherezińska nie jest dla mnie i wzięłam tą książkę dla Wondera. Znaczy - może by i mi Cherezinska podpasowała, ale nie od ostatniego tomu. Wonder był zachwycony. Inną zaś książkę, też wziętą dla niej, oceniła dość słabo - ja jej nawet (tej książki) do ręki nie wzięłam. (bo to jakieś dziwne fantasy bylo). Z kolei dziejące się na Mazurach morderstwo...
Nie. Dość. Znowu przekroczę znaki - wszelkie recenzje Klubowe są pod recenzjami. I wyraźnie napisane kto autorem jest - jeśli ktoś ciekaw.
Wracam zatem do moich odkryć książek z Klubu...
Na absolutnym podium znajdują się:
1) Rozbudzona harfa. Baśnie i legendy z całego świata - Stefan Majchrowski
Recenzji nie ma jeszcze, gdyż jestem w trakcie czytania, ale... od pierwszych stron widzę, że jest to dokładnie to, czego oczekuję po baśniach i legendach. Dlaczego? - bo genialnie zapełnia lukę między dywagacjami etnograficznymi (nie dla każdego są to strawne dywagacje), a bajkami dla dzieci, z całkiem fajnym przesłaniem, ale z minusami - bajki są krótkie, właściwie na jedno kopyto. No i nie wiadomo do końca, ile w tym jest bajki ludowej, a ile wyobraźni autora. A tutaj?
A tutaj mamy kilkustronicowe opowiadania, snujące się wokół bajkowego motywu z danego kraju / regionu. Autor był oficerem wywiadowczym, także dużo podróżował, materiału zebrał tyle, że hej :P . W notce od autora napisane jest wyraźnie, że są to opowiadania snute na podstawie... czyli z głowy autora. Niefajne? Ano właśnie - fajne :P
Bo w każdym opowiadaniu jest przekazany klimat danego regionu, jakiś ponadczasowy motyw, - jest to dokładnie ta pozycja, ktorej brakowalo mim w mojej biblioteczce, opakowanej etno i geo..
2) Koper - każdy Koper, ale w tym przypadku
Dokładnie tak, jak napisałam w recenzji:
Bo Sławomir Koper jest jak Decathlon i Adam Wajrak – na tyle zna temat, żeby móc go poruszyć w gronie niespecjalistów. I zna go wielotorowo. Ale trafiając na historyka, specjalistę z danego tematu, to on będzie się dowiadywał. Ale dla osób słabo znających dany temat, bądź zwyczajnie ciekawym, jest świetny. A zainteresować potrafi. Taki jest bowiem Sławomir Koper. Nie wnika w temat, bo zrobili to inni, ale przekazuje w przyswajalnej formie wszelakie informacje na dany temat. A tematyką też zajmuje się różnorodna. Choć już wiadomo, że skupił się głównie na Kresach.
Tu @Mackowy podpowiedział mi slowo, które mi umknęło (bo ma dla mnie trochę, ale tylko trochę, pejoratywny oddźwięk) - popularyzator. I za to Kopra uwielbiam. Nawet jak pisze o mojej Chorwacji. Znaczy Chorwacji, która jest na moich Bałkanach. Tak będzie bardziej prawdziwie :)
3) na trzecim miejscu są trzy książki. Praktycznie na równi. Każda za co innego, acz wszystkie na tym samym poziomie. A przynajmniej porównywalnym.
i jest to:
A dlaczego na równi/ Bo są na równi i już :) I to nie pochyłej.
1. dzieje się w Olsztynku na Mazurach - kryminał retro
2. dzieje się w Bydgoszczy - kryminał retro
3. Dzieje się w Chęcinach - kryminał
Dwie pierwsze - są debiutami (w żadnej z nich pióra debiutanta nie widać). Trzecia - jest "starego wygi", ale znanego z nurtów fantastycznych, a nie "regionalno-kryminalnych".
Co te książki wyróżnia w tłumie innych?
Idąc w górę, czyli z południa Polski na północ...
1) Odmęt - tak wiem, ze trochę "zjechałam" w recenzji, bo faktycznie trochę za dużo tu prywatnych nałogów detektywa (z drugiej strony - rynek czytelniczy tego wymaga, prawdopodobnie, skoro w niemal każda nowonapisana ksiązka, aż lepi się od alkoholu, romansów, degeneratów itd. Może ta akurat się "nie lepi", ale jednak...)
2) Zimne wody - gdyby wstęp był na początku, byłaby DYCHA. Bo naprawdę, takiej rzetelnej pracy w poszukiwaniu źródeł, nie spodziewa się czytelnik u autora piszącego "dla ludu czytelniczego - mało wymagającego, dodajmy. Nie jest to książka porywająca, jest wyśmienita w zupełnie innym znaczeniu. Lekko nudnawa, ale tak toczyły się śledztwa. Bo można rzec, że to kryminał retro, ale... to nieprawda :) To kryminał na faktach - faktach wygrzebanych przez autorkę z archiwaliów. Już samo to zasługuje na laury.
Fabuła, jak wspomniałam, porywająca nie jest. Ale czyta się zgrabnie, logicznie i cóż... moja dusza czytelnika jest zadowolona w stopniu wielkim. To zupełny unikat na aktualnym rynku wydawniczym.
- co więcej... podlinkowując te trzy książki, zobaczyłam, że Małgorzata Grossman wydala też drugą książkę Horoskop Zbrodni
https://nakanapie.pl/ksiazka/horoskop-zbrodni
Horoskop zbrodni - opinie nakanapie ma przyzwoite, a nie fajerwerkowe, co powoduje, ze jestem absolutnie przekonana, że jest utrzymana w stylu "mordu na zimnych wodach". I co z kolei powoduje, że jest pierwsza na liście "do zakupu" po przeprowadzce.
Dobra, teraz zaczynam się tłumaczyć, dlaczego taki wybór. Bez sensu. Popatrzyłam bowiem w swoje książki, z gatunku popularnych (wydanych w tym wieku) czyli te, które nie są naukowe). i tylko 5 z nich pamiętam do dziś plus wrażenie, jakie mi po nich zostało. Trzy z nich są w powyższym zestawieniu (bo większość z tych "popularnych mam właśnie z klubu). Zatem - moje tłumaczenie "dlaczego właśnie te" - jest bez sensu :)
Ale dla sprawiedliwości blogowej, wytłumaczę się jeszcze z trzeciej książki. Genialna. Choć nieprawdopodobnie gruba (700 stron to dobre dla rozważań naukowych, a nie kryminału). I byłabym zupełnie zachwycona, zgłosiłabym się do fanklubu, ale...
o ile pani Grossman (od Bydgoszczy) drugą książkę wydała w podobnym stylu. O tyle Borowiec (od Olsztynka) wydala coś z zupełnie dziwnego nurtu (dla mnie) dużo bardziej współczesnego. Czy to fantasy, czy blogowe wojny, czy "influencerzy" których - będąc w wieku zaawansowanym - nie kumam. Nie wiem co dokladnie, ale coś, co mnie tematycznie nie przekonuje.
No to jeszcze Odmęt - wróćmy do niego :) Otóż. Odmęt Łukawskiego jest właśnie spoza jego głównego nurtu (fantastyki - dodam), może to i był eksperyment, ale czytałam w oderwaniu od wcześniejszej twórczości. I ładnie zażarł :) Do teraz mam w pamięci, choć książki fizycznie nie, bo sprezentowałam koledze, który jest zaciekłym fanem.
Ale autor ma już ugruntowaną pozycję na rynku, pisać umie, natomiast obie panie popełniły debiut.
Pani Grossman utrzymała się w tematyce i klimacie (za co część będzie i chwała, i tym sposobem weszła sobie, spokojnie, w grono ulubionych autorów. A pani Borowiec (od Olsztynka), wdarła się szturmem, ale wycofała i czeka w poczekalni.
Bo zdaję sobie sprawę z konieczności wydawania tego, co ludzie kupią. Zawód autor tego wymaga. Trzeba np. jeść :) za dutki - a więc trzeba sprzedać to co się napisało. Rozumiem.
I rozumiem pisanie "sprzedawalnych ksiązek", ale ze moim zawodem nie jest "czytacz", dlatego choć wszystkie trzy książki są naprawdę dobre/świetne, to jednak
1) Łukawskiego obserwuję - bo fantastyka mi nie lezy, ale jak bedzie coś bum - to kto wie? W drugiej książce "podszept" - nieprzeczytanej jeszcze - odrzuciło mnie hasło "influencerka" - możliwe ze niesłusznie - też podszept czeka, aż się przekonam.
2) Borowiec w całości w poczekalni, ba bowiem 2 książki (stan z dzis). I ta druga jest spoza mojego kofortu psychicznego.
3) Grossman - na spokojnie (jak to w Bydgoszczy) dodaję do oserduszkowanych, czyli ulubionych. Bo wrażenie mam, ze z tej trójki jest najbardziej stabilną w twórczości, acz przyznajmy, nieco nudnawą (archiwalia, archiwalia i archiwalia)
I zapomniałam na śmierć o jeszcze jednej książce z KLubu, która, totalnie spoza komfortu i moich nurtów, była świetna.
Wzięłam ją z KLKubu właściwie dla mojego przyjaciela - lekarza wojskowego z Lublińca. Przeczytałam (bo musiałam napisać recenzję:), uznałam za dobrą, ale nie dla mnie. To książka dla chłopaków, mężczyzn, którzy marzą, marzyli, będą marzyć o karierze wojskowej.
Warto ją jednak tu dodać, choć, jak mówię - nie jest dla mnie. Ale też ją pamiętam...
Mowa o
#StaraPaka n.o. 3
Wyrywek z recenzji
dostałam tą książkę do recenzji w dniu wybuchu wojny na Ukrainie. Być może to kolejny powód, przez który po prostu bardzo ciężko mi się ją czytało. Tysiące ochotników, powracających do domu, żeby zaciągnąć się do armii i bronić Ojczyzny - to jest coś nieprawdopodobnego. I mnie, kobiecie spokojnego Zachodu, nie mieści się to w głowie.
I jestem absolutnie przekonana, ze ta właśnie książka, która mnie "nie weszła", została napisana DLA NICH. MIedzy innymi.
I jeszcze raz podkreślę - fakt, ze to książka spoza mojej półki, nie zmienia faktu, że jest to wyjątkowa pozycja na rynku księgarskim. Dobra, a nawet bardzo dobra.
I, że sobie przeklnę, wzorem autora :) , cholera jasna - każdy chłopak powinien ją przeczytać.
I każda dziewczyna, która choć przez chwilę myślała o służbie.
Bo ta książka pokazuje trudną i wyboistą drogę pasji, służby i przyjaźni.
Uwaga! nie przekroczyłam 10 000 znaków. Jestem z siebie dumna.