Od Autorki
Kiedy wstępowałam na scenę w roku 1920, znałam wiele
dziewcząt z teatru ,,Gaiety" ( „Gaiety" (ang.) - „Wesołość".). Jedną z moich drogich przyjaciółek była markiza Headfort, z domu Rosie Boote. Pochodziła z Tipperary, jej ojciec był niezależnym finansowo dżentelmenem. Zadebiutowała w sztuce „The Shop Girl" ( „The Shop Girl" (ang.) - „Ekspedientka".) w roku 1895. Pracowała ciężko, nigdy nie poddając się lenistwu i nie pozwalając sobie na byle jakie odegranie roli. Markiz Headfortu zajmował ważne miejsce w irlandzkiej Izbie Parów i cieszył się popularnością na dworze królewskim.
Rodzina zawzięcie sprzeciwiała się jego małżeństwu, lecz
Rosie kroczyła ku swojej pozycji w świecie z taką gracją i
wdziękiem, że pokochali ją wszyscy. Ona i jej mąż byli
bardzo szczęśliwi.
Znałam też hrabinę Poulett, którą była Sylvia Storey, i
uroczą Denise Orme, która poślubiła pierwszego lorda
Churston, a jej trzecim mężem został książę Leinsteru. Ale moją największą przyjaciółką była urzekająca Zena Dare. Wyszła za mąż za szlachetnie urodzonego Maurice'a Bretta, a jedna z ich córek była moją druhną. Po śmierci męża Zena wróciła na scenę i przez dziewięć lat grała matkę profesora Higginsa w sztuce „My Fair Lady" ("My Fair Lady" (ang.) - „Moja piękna pani" (tytuł znanej operetki).), nie opuszczając ani jednego przedstawienia. Dała za wygraną dopiero po osiemdziesiątce, ale wciąż była smukła, urocza, fascynująca i nosiła się dumnie jak bogini albo może powinnam powiedzieć - dziewczyna z „Gaiety"?