Avatar @Jagrys

@Jagrys

Bibliotekarz
72 obserwujących. 51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około 5 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
72 obserwujących.
51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około 5 godzin temu.

Blog

wtorek, 11 sierpnia 2020

23.

Każdy ma jakieś rzeczy święte, których się nie tyka. Do ręki bierze wyłącznie w sytuacji kryzysowej a po użyciu z pietyzmem odkłada w to samo miejsce. Gorzej, gdy świętego przedmiotu w owym miejscu nie będzie. Dzieją się wówczas rzeczy straszne.

- Gdzie jest inhalator?!? - wydarł się Kleks(ja) przez aplikację mobilną
- W kosmatyczce nie ma? - zdziwił się Szczęście.
- Jakby był, nie robiłabym zadymy. Gdzie jest inhalator? Co z nim zrobiłeś?
- Nie wiem. Poszukaj.
Oż ty...
- Niczego nie będę szukać! Gdzie jest inhalator, pytam się?!? Myśl!!! - zapienił się Kleks.
- Który?
Jezu Haroldzie... Kleks(ja) odliczył trzy głębokie wdechy.
- Ten duży, z maseczką. Gdzie on?!? - załomotał wściekle w klawisze a klikając "Wyślij" prawie przebił paluchem klawiaturę.
- Skąd mam wiedzieć? W domu gdzieś jest. Nie zginął. - stoicki spokój Szczęścia czasami autentycznie może doprowadzić do furii.
- Zginiesz to ty, zobaczysz i nie będzie to śmierć przyjemna! A potem będę się teściowej tłumaczyć, jakim prawem jej synusia uszkodziłam! - zasyczał Kleks gotując się z emocji.
- Kobieto! Ja tu pracuję. Poszukaj. Musi gdzieś być. I w ogóle o co tyle krzyku?
- To nie są krzyki! To dzika awantura jest! Z wyzwiskami i ciskaniem talerzami!!! - odpisał rozjuszony Kleks.- Kot mi dycha, przez ręce leci, z kota zresztą też a ja mam teraz biegać po kątach szukać inhalatora?!? Oddawaj inhalator, zbrodniarzu!
- Przy książkach na parapecie.
- Nie mogłeś od razu jak człowiek...?!?
- ...
- Kolejne pytanie: Gdzie schowałeś Ventolin? Gadaj zaraz albo masz eksmisję...

Jak zostało powiedziane: Dzieją się rzeczy straszne.



Tagi:
#kleks#kot#merlin
wtorek, 4 sierpnia 2020

22.

Był sobie sklep zoo, wcale nie mały. Na tyle duży, by sprawnie prowadzić działalność online. Korzystał na tym Kleks zaopatrując swojego tygrysa w dania suche, mokre i inne dobra luksusowe, bez mrugnięcia okiem regulując rachunki na sumy trzycyfrowe. I trwałaby ta symbioza nadal, gdyby nie jedno "ale". Komunikat o "ale" wyświetlił się w chwili potwierdzenia zamówienia, gdy było już za późno na zmiany. Bardzo szybko "ale" zmieniło się w klasyczne WTF?!? i Kleks chwycił za telefon. Informacje ze sklepu zoo były niczym kubeł zimnej wody.
Na pytanie: Dlaczego? Dlaczego nikt nie powiedział? Nie przykleił głupiej karteczki z informacją, sklep zoo wzruszył ramionami i wykręcił się tyłem. Kleks, tym razem już ze szczękościskiem, uregulował płatność ponownie ale gniew pienił się w nim okrutnie. Gniewny, zaczął szukać innych opcji. A że dochtór od tygrysków zalecił małemu księciowi dietę jeszcze bardziej wymyślną i delikatesową - Kleks przeniósł się z zabawkami do innej piaskownicy i tam, przy alternatywnym źródełku utylizuje złote monety na spożywcze fanaberie osobistego pąkla. Trwa już ta symbioza ładnych kilka lat i rozwija się ku zadowoleniu zainteresowanych.
Aż któregoś dnia, rankiem, Kleks w skrzynce znalazł list. List ze sklepu zoo, który szczerze zmartwiony, że Kleks od bardzo dawna nie robi u nich zakupów zaprasza w swoje progi oferując ochy, achy i wianki na wierzbie.Wszystko, lecz nie zwrot podwójnie ściągniętej kasy. Kleks nie odpisał. Wyrzucił list do pojemnika na odpady segregowane. Tylko myśl taka po głowie się kołacze: Sklep zoo skroił jednorazowo klienta na 0,5 tauzena.Klienta, który zostawił u nich tych tauzenów kilka a zostawiłby drugie tyle, jeśli nie więcej. Klienta, który się obraził i poszedł w cholerę, zabierając siebie i swoje dutki. Czy było warto?
Tagi:
#kleks#merlin#kot
piątek, 24 lipca 2020

Chwalesie cz. 3

Tym razem bez haftów krzyżykowych, ale coś, co tworzyłam własną ręką


Wyzwanie: Metodą quillingu wykonaj obraz pt. "Wyraź siebie"

Biorąc pod uwagę, że jeszcze miesiąc temu nie wiedziałam co to "quilling" - dumna z siebie jestem strasznie.

Tagi:
#kleks#merlin#kot#chwalesie
środa, 24 czerwca 2020

21. Podróż czyli tam i z powrotem

A gdy nadszedł czas i termin biochemii oznaczon, schwytany podstępnie Merlin został upchnięty w transporter i wywieziony do miasta stłoczonego Łódź, by tam go ogolić, nakłuć i krwi żywej z niego utoczyć. Ślinił się przeto Merlin i płakał i ciskał klątwy straszliwe a najbardziej urągał Kleksowi, który schwytał go i uwoził do miasta Łódź bez litości. I wiózł Kleks Merlina do miasta Łódź, przeklinając DK72, drącego japę kota i kierowcę sedana koloru srebrny metalic przed sobą, który jadąc na światłach dziennych w deszczowy dzień, tylnych stopów nie miał wcale. Albowiem klocek ten zwalniał i hamował bez uprzedzenia, przez co zamknięty w transporterze Merlin cierpiał a złorzeczył Kleksowi głośniej i bardziej. W gniewie i rozpaczy swojej wziął tedy Merlin zarzygał transporter od jednej i zasikał od drugiej strony aż wiozącemu go Kleksowi łzawiły oczy i nie mógł tchu złapać duszony odorem. Naonczas zamilkł Merlin i patrzył, albowiem to co zrobił, było słuszne i sprawiedliwe. A gdy dojechali do miasta stłoczonego Łódź i przekroczyli odrzwia lecznicy, Merlin obsrał się jeszcze okrutnie i wszyscy czuli, iż nie jest on zadowolony. Kobiety w lecznicy zaniosły go do umywalki i poddały ablucjom, myjąc [mu] uwalane nieczystościami łapy i ogon, namaszczając przy tem wonnym mydełkiem. I gdy czysty oraz suchy leżał [Merlin] na stole, utoczyły mu krwi a rany okleiły żółtym plasterkiem. Kleks zaś miotał się po podwórcu czyszcząc transporter i wymieniając podkłady, jako że wracający do domu Merlin ślini się, cierpi i płacze tak samo. Amen.


Sterany emocjami Merlin z plasterkiem
Tagi:
#kleks#merlin#kot
wtorek, 16 czerwca 2020

20.

Spotkanie towarzyskie po godzinach. Goście: Wszyscy obecni akurat na kwaterze.
Słoneczko przygrzewa, zaciąga przyjemny zefirek, panowie wciągają krupnik na żeberkach*, Kleks zapija karkówkę truskawkowym daiquiri, wszyscy zaś czekają na kiełbaski mistrza składkowego grilla. Kierownik od mas bitumicznych skończył rozmawiać przez telefon i dołączył do towarzystwa z bardzo kwaśną miną.
- Żona. - powiedział. - Mówi, że coś im wypadło w robocie i musi zostać dłużej. Może przyjechać najwcześniej w niedzielę a i to na krótko, bo wieczorem musi być już w domu. Kurwa! Żeby człowiek pięć lat po ślubie musiał się z własną żoną w hotelu na godziny umawiać!
- Nie klnij, to nieładnie. - upomniał go szef elektryków. - Mnie przenieśli tu z Bielska a żonę wysłali pod Rzeszów. Żeby sobie porandkować spotykamy się w połowie drogi. Dobrze, że znajomi z Łodzi odstępują nam na ten czas garsonierę. Tylko dzieciaki się cieszą, bo mają wolną chatę.
- To i tak, cholera, jesteście wygrani. - mruknął kolega od obiektów mostowych, dokładając sobie sałatki. - Mojej pani w ostatniej chwili menadżer odwołał urlop i pozmieniał godziny. - Przez trzy tygodnie wolnego mijaliśmy się w progu.
- Czyli jesteśmy zgodni. - zarechotał mistrz grilla, prywatnie zarządzający całym tym jarmarkiem - Najbardziej wygrani są oni - wskazał łopatką na Szczęścia a głową na Kleksa. - Pracują razem, śpią razem, uj wie, co jeszcze robią razem. Mają do siebie ile? Dwadzieścia kilosów? Wystarczy, że w godzinie "W" Szczęście przeskoczy lasek w X. Krzaczorów tam od zajechania i trochę. Rzuci Kleksa w jakieś chęchy i proszę, jaki zadowolony siedzi...!
- Lepsze to, niż gryźć się z komarami o ich bagno. - burknął w truskawkowo-cukrowy rum Kleks. - Chociaż krwiodawstwo samo w sobie jest akcją pożyteczną.
Szczęście dopił piwo, nadął się i spęczniał w sobie.
- Ja - oświadczył z godnością - Żeby móc się do własnej żony poprzytulać, muszę najpierw kota o pozwolenie zapytać.


*) krupnik na żeberkach - Krupnik vodka plus grillowane żeberka


Tagi:
#merlin#kleks#kot
poniedziałek, 15 czerwca 2020

19.

27 październik 2005
gdzieś między 15.40 a 16.30
- Córka? Nie chcesz przypadkiem kota?
- Słucham...? - Kleks(ja) wytarł gila w mankiet i zaprzestał wycia w poduszkę.
- Kotka, pytam się, czy chcesz? Malizna taka... Od Biedronki za mną przyszedł. W tych kartonach przy śmietniku siedział. Przecież nie wyrzucę a zatrzymać nie mogę. Chciej!
W tonie rodzicielki było coś takiego, że Kleks odruchowo spojrzał w okno. Zmierzchało. Od kilku dni padał marznący deszcz ze śniegiem tworząc cienkie warstewki lodu na kałużach i pryzmy na wpół zmarzniętej, na wpół topniejącej śniegowej brei. Jak to się mówi: Mokro, cimno, zimno i piździ jak w kieleckiem. Kleks odłożył poduszkę, otarł zapuchnięte oczy i ostatni raz wytarł nos w rękaw.
- Jeszcze raz: Jaki kot...?

* * *
Przejęta i rozemocjonowana do wypęku mama czekała w drzwiach. Zaczęła opowiadać, gdy tylko Kleks przestąpił próg. Nie zdążył nawet rozpiąć przemoczonej kurtki.
- Poszłam po zakupy, bo kończył się makaron, a chciałam nagotować krupniku dla babci i kaszy było mało. Nie chciało mi się lecieć na około, pomyślałam, że przejdę przez parking z tyłu. I przy tych klatkach, gdzie składają kartony usłyszałam, że gdzieś płacze dziecko. No to patrzę po samochodach, bo może faktycznie jakiś maluch wyje. Ale samochodów były raptem trzy, wszystkie puste, bez żadnego fotelika czy tego leżaczka w środku, poza tym ludzie do nich wsiadali. To udałam, że szukam czegoś w torebce i czekałam aż sobie pojadą. Ja naprawdę myślałam, że ktoś tam w tych kartonach dziecko wyrzucił! Weszłam w te pudła, wołam: Ti,ti ti! Tiu,tiu tiu...!
No wiesz... Jak dziecko, usłyszy głos, to się uspokoi. Widziałaś te rozgrzebane pudła tam przy słupie? - Kleks(ja) pokiwał głową - Weszłam tam, w ten kąt, a z tych rozmiękniętych kartonów wyłazi taki przemoknięty, chudy szczur, uszy mu tylko widać i ślipia jeszcze niebieskie. I toto tak piszczało. Naprawdę myślałam że to szczur, dopiero jak zaczęło miauczeć, to zobaczyłam, że kot.
- Niebieskie? - podchwycił Kleks
- Nie całkiem. Takie pół na pół. Przy źrenicach ma jeszcze takie -mama zakreśliła kółka na wysokości oczu.
- No i...?
- Jak mnie zobaczył, to od razu ogon w górę, zaczął się łasić i mruczeć. A śliczny taki, że pojęcia nie masz! Serce mi się krajało, ale co? Przecież mam w domu królika. Zostawiłam mu trochę pasztetu na pudełku po jakimś soku i poszłam do domu. A ten cały czas za mną, prawie przy nodze i miauczy! Doprowadził mnie pod same schody, ale są wysokie, sam już wejść nie mógł. I został tam, taka bida, widać, że głodny i pogubiony. Mokry już był chyba na wylot...! Kapało mu z nosa i uszu...Zewsząd! To go wzięłam do domu, ale sama wiesz, że Bobek to podły stworzeń i może kot się nauczy ale Dylan jest za głupi, żeby się zintegrować... Ty wiesz jaka to awantura od razu będzie... Ja wiem, że jest ci ciężko, i że waszej psicy jeszcze nie odżałowałaś., ale zobacz, mogłabyś kochać go zamiast... On się odwdzięczy... Zawsze miałaś rękę do zwierząt. Poradzisz sobie a jemu z tobą będzie dobrze.
Kleksowi brewa pykła w górę.
- Skąd wiesz, że to on?
- Nie wiem. Kot to on, nie? - mama zaczęła nerwowo wyłamywać palce. - Słuchaj, ja ci będę płacić za utrzymanie, karmę, lekarza, wszystko... Po prostu... Mogłabyś go chcieć!
Kleks westchnął ciężko. Miał już za sobą jedną przegraną batalię o zwierza w domu. Wspólnie ze Szczęściem przegrał też walkę o życie Figi. Kolejny futer w domu, szczególnie, że Szczęście przejął po teściowej Kleksa niechęć do kotów - to już nie przewrót a cała rewolucja. Najpierw jednak...
- To gdzie on jest?
Błysk szczęścia na twarzy mamy rozświetlił na chwilę cały korytarz. Delikatnie pociągnęła Kleksa za sobą w stronę tak zwanego salonu, lub jak kto woli - pokoju przyjęć. Pod jedną ze ścian stało kilka pudełek z księgarni internetowych. Z jednego z nich, obklejonego białą taśmą z czerwonym napisem wystawały postawione na sztorc uszy i równie wielkie, wystraszone oczy. Kleks spojrzał jeszcze raz. Łypnął na mamę, która z emocji prawie wyrywała sobie palce, ponownie przeniósł wzrok na firmową taśmę księgarni. Karma to suka, ale ma poczucie humoru.
- Więc to jest Merlin. - uśmiechnął się krzywo Kleks(ja) - Ciekawe imię, nie powiem.
Teraz-Już-Merlin mrugnął żółto-błękitnym okiem i wystawił nad krawędź pudełka szaro-brudne pycho.
- jjaaa...? - zagadał ciut niepewnie.
- Tak, ty. - przytaknął Kleks. - Pakuj się. Jedziemy do domu.
Westchnienie ulgi mamy prawie zerwało firanki. Kleks(ja) jeszcze raz łypnął na mamę.
- Ale jeżeli chłop się ze mną rozwiedzie - bierzesz mnie z kotem na utrzymanie. Moje książki też!

* * *

Po wizycie u weta przyjęto krakowskim targiem, że Merlin najprawdopodobniej urodził się w czerwcu. Krakowskim targiem jako datę przyjęto połowę miesiąca. Po jaką cholerę ja to piszę...?

15.06.2020
godz, 23.23
Dzisiaj Merlin kończy piętnaście lat i obchodzi swoje symboliczne urodziny. Dużo zdrowia i wszystkiego najlepszego chłopie. Oby jak najdłużej...!




Z domowego archiwum:
Pierwsze zdjęcia Merlina w nowym domu
Tagi:
#kleks#merlin#kot
środa, 10 czerwca 2020

Chwalesie cz. 2

Było to w czasach, kiedy zrobiłam się chora. Tak chora, że nie było wiadomo, co będzie dalej.
Udawałam się na długi pobyt w placówce medycznej. Mama stwierdziła, że sytuacja ją przerasta i musi mieć jakieś zajęcie, bo nie wyrabia nerwowo. Nakazała mi znaleźć jej coś do roboty.
Wśród wielu innych propozycji, pokazałam jej ten obraz:

Josephine Wall - Spirit of Winter

Po prawie roku, gdy wróciłam do domu, wręczyła mi to:


90x70cm cet14 haftem krzyżykowym
Wierzcie lub nie - popłakałam się jak głupia.
Tagi:
#kleks#chwalesie
wtorek, 9 czerwca 2020

Chwalesie cz. 1

Nie ja osobiście.
Ja zrobiłam tylko schemat.
Całą resztę o wymiarach 50x50cm haftem krzyżykowym zrobiła moja mama.


A tutaj oryginał:
Piotr Stachiewicz i "Piękna Zośka"
Tagi:
#kleks#chwalesie
niedziela, 7 czerwca 2020

18.

Kleks(ja) nurkował właśnie w szafie, gdy...
- Kochanie, jak nazywa się to coś, co Hindusi mają na głowie?
- Różne rzeczy mają. Nos, włosy, oczy... Zależy, o co ci chodzi. - wystękał przyduszony odzieżą Kleks.
- Nie to! - żachnął się Szczęście. - Ten malunek taki, no...
Kleks na wszelki wypadek wywlókł się z szafy i uruchomił pamięć,
- Tilak, sindur, bindi... Zależy, o co ci chodzi.
- Ja się poważnie pytam! - Szczęście, nieco nabzdyczony wszedł do garderoby i szurnięciem przestawił oporne pudło. - To czerwone takie, co kobiety malują.
Kleks wiedział o co chodzi, ale nie byłby sobą...
- Sindur...?
- A co to jest? - Szczęście szurnął pudłem jeszcze raz. - Cholera, ciężkie to... Co to jest?
- Twoje robocze. Dwa zimowe, jeden letni i kurtka. Bardziej do kąta, jeśli możesz. Dziękuję.
Szczęście pomamrotał coś niewyraźnie, spiął się i upchnął pudło w najdalszym i najciemniejszym kącie.
- Ten sindur... Co to jest? - wrócił do tematu.
- Kreska taka czerwona, co ją sobie mężatki malują. O tutaj. - Kleks machnął przez głowę.
Szczęście zamyślił się przez chwilę.
- Nie to. Kropa taka czerwona, co to kiedyś mówiłaś, że największe na świecie i jezioro siadło...*
- Bindi. Ta kropka na czole to bindi.
- A czarne może być?
- Może.
- W takim razie Merlin ma na nosie bindi, - ucieszył się Szczęście i czmychnął do pokoju. Wrócił po chwili z tygrysem w objęciach. Kyć między ślepiami miał dorodną czarną kropkę.
- Sama zobacz. Bindi jak nic!
Kleks spojrzał i tak jakby się zachwiał.
- To jest, mój drogi, kleszcz. I pomożesz mi go usunąć. Co nie zmienia faktu, że skąd on go, kurza nać, ma? - Kleks przechwycił kociałko i skierował się do łazienki. - Mówi mi tu zaraz! Skąd go masz?
Merlin nie odpowiedział. U Kleksa na rąsi rozpływał się w nirwanie.
Kleszcz opuścił apartamenty Kleksa najszybszą drogą - instalacją sanitarną.

*) Devdas 2002
Tagi:
#kleks#merlin#kot
piątek, 22 maja 2020

17.

Dociśnięty potrzebą Kleks dźwignął zewłok i lawirując pomiędzy śpiącym Szczęściem a śniącym tygrysem zaczął wyłazić z łóżka. Pechowo dla siebie postawił nogę na porzuconej zabawce swojego księcia. Myszor zapiszczał. Kleks zaklął.
- Co jest? - zamruczał Szczęście unosząc głowę z poduszki.
- Nic. - odmamrotał Kleks(ja) chwytając pion nad zabawką. - Zrywam się do łazienki. Merlin pułapkę zastawił i alarm się włączył.
Szczęście przesunął ręką po kołdrze.
- Merlina mam pod ręką. Wracaj do łóżka. Ciemna noc, wszyscy śpią a ty się kocimi zabawkami bawisz...
Tagi:
#kleks#merlin#kot
czwartek, 21 maja 2020

16.

Jak wiadomo kocie łapy mogą być różne: Jasne, ciemne, w ciapy... Łapy Merlina są jak on sam: dwukolorowe.
I stało się tak, że Merlin rozłożył się u Szczęścia na kolanach eksponując pięty.
Szczęście obejrzał poduszki u jednej łapy. Zlustrował kolejne. Jeszcze raz obejrzał kocie paluchy u pierwszej.
- Słuchaj... A czy przypadkiem on nie jest chory? Bo te łapy ma jakieś dziwne...
Tagi:
#merlin#kleks#kot
czwartek, 21 maja 2020

15.

Od kiedy Merlin zaczął mieć problemy z dudami okrutnie wydziwia nad michą.
Bo słuszna, bo nie-słuszna, bo inna, bo nie-inna, z sosikiem, bez sosiku albo śmierdzi nie tak, jak kyć sobie życzy. Za mało, za dużo, bardziej na boku a powinno być w środku, albo na środku za bardzo... Z wkładką, bez wkładki albo wkładka pachnie tak pięknie, że zwiesza pycho nad michą i kontempluje jak kurczak z szynką traci na świeżości...
Czasami od książęcego kręcenia nosem idzie dostać szamotania pępka.
Ale jest sposób by sprawić, żeby tygrys miast cudować - skupił się na zawartości ceramiki.
Wystarczy zacząć preparować dla niego leki, by przystawił się do papu jakby od tygodnia żywił się tylko wodą i energią kosmiczną. I smakuje, i kot szama z głośnym ciamkaniem, żeby wszyscy widzieli, że kot je i żeby mu nie przeszkadzać. Widzą i się cieszą. I czekają. Bo co Merlin ma przewidziane - co swoje dostać musi.
Tagi:
#merlin#kleks#kot
wtorek, 19 maja 2020

14. Pokłosie

Kiedy Merlin był chory... Nie tak. To by znaczyło, że obecnie Merlinowi nic nie dolega i jest okazem zdrowia a to nieprawda.
Inaczej: Stało się tak, że twórca jedynie słusznej i akceptowalnej przez tygrysa mokrej karmy zmienił coś w składzie, formule i szacie graficznej. Szaty się nie czepiam - nie moja broszka, ale to, co w środku - wprost przeciwnie. Albowiem niedługo po tej korzystnej z punktu widzenia twórcy zmianie Merlin zaczął rzygać... cóż, jak kot. Bywało, że zrzut następował po dwóch kęsach, bezpośrednio do miski.
W krótkim czasie przyjemna dla oka kolorystyka wnętrz nabrała biało-żółto-brązowych cieni. Pomimo zmienionej karmy, kociałko uparcie szarpały torsje. Tak dziać się nie będzie.
Zarzygany duce został zapakowany w bolid i dostarczony do dobrych wróżów od animalsów, którzy nie raz i nie dwa wyciągali Merlina z chorobowych opresji. Morfologia, biochemia, RTG, USG. Diagnoza: Podrażnienie trzustki. Leczenie, dieta, łamańce z karmą, bo dotąd jedynie słuszna wypadła z kociego menu całkowicie a każda inna gryzła Merlina w zęby... Nie było łatwo.
Ogólnie było to bogate w emocje i obfite w treści sześć miesięcy.
Więc czemuż ja to...? Ponieważ Merlin nauczył się rzygać na ręczniczek. Zwykły, kuchenny.
Nawet jeśli nachapie się szczypiorku czy trawy na balkonie - przybiega do domu, żeby no...
Na papierowy ręczniczek. Nie uchyla się, nie depcze, nie odwraca ogonem. Szczęście też się wyuczył.
Kot się uzewywnętrznia, Kleks(ja) zgarnia urobek i utylizuje w śmieciach, dywany oddychają z ulgą.
I tak to teraz u nas wygląda.
Księciu jest księciu nie dlatego, że jest hołubiony jak skarb i udzielny władca, ale dlatego, że po pańsku womituje w chusteczkę. Koniec.

Tagi:
#merlin#kleks#kot
niedziela, 17 maja 2020

13.

@MAD_ABOUT_YOU komentarzem o Bomblu i zdobycznym ptaku przypomniała mi...

Mamy tu w okolicy całkiem niezły ptaszyniec: Wróble, sikorki, jaskółki, gołębie, kosy, szpaki. Jest też kilka par sierpówek oraz kawki. I o tych ostatnich będzie mowa.
Jak wiadomo, są to ptaki inteligentne, przebiegłe i po ptasiemu złośliwe. Ich stałą rozrywką, po wyczajeniu Merlina była zabawa w "Kot patrzy".
Działało to tak:

Faza pierwsza:
Podlatywała na balkon jedna i zaczynała drzeć dziób. Jeśli w oknie pojawił się Merlin - zabawa wchodziła na wyższe obroty. Jeśli nie - ptaszydło darło dzioba znowu, tyle że głośniej. Znów chwila przerwy, kontrola, czy kot jest. Jeśli dalej go nie było - darcie dzioba; dłużej i głośniej. Zmęczoną gadzinę zmieniała inna - bardziej wypoczęta.

Faza druga:
Merlina udało się "wywołać". Już na pierwsze drgnięcie firanki ptaszysko zaczynało się kiwać.
W przód i w tył. Co raz bardziej. Merlin na parapecie dostaje piany, chce wyskoczyć na balkon przez zamknięte drzwi albo wystawić okno razem z futryną - a ta cholera, buja się jak pijana na wszystkie strony.
To leci do przodu na zbity dziób, to bez kontroli wypada do tyłu albo giba się miętka na boki... Zaraz spadnie, tknięta niedowładem. Jeszcze chwila, jeszcze momencik... A wała.
Trzepocze skrzydłami, siada pionowo, wykrzywia łeb i rozpoczyna wygibańce od nowa, dopóki Merlin nie poobijał się o szyby i nie zachrypł od zawodzenia. Trwała ta dzika jazda ze trzy lata. Okropnie było to wkurzające i nie było na te podlizny sposobu. Aż kiedyś...

Faza trzecia:
Merlin wygrzewa się na balkonie. Trochę drzemał, trochę podglądał świat. Generalnie - full relaks.
I przyleciały te cholery. Zaczęło się podlatywanie nad balkon i obniżanie lotu nad leżącym kotem.
Mogłabym przysiąc, że wzięły sobie za cel, które z nich pacnie bardziej Merlina skrzydłem.
Gdy kot drgnął lub ruszył wąsem - podlatywały wyżej drąc dzioby z radości.
Aż Merlin skoczył. Z totalnego wyluzowania i leżenia na boku wyprysnął dwa metry w górę.
Chwycił przelatującą właśnie nad balkonem larwę w zęby. Skrzek, wrzask, jazgot, Kleks(ja) stan przedzawałowy. Wyrwała się, ale w trakcie szamotaniny Merlin przydeptał kawce ogon i uciekając straciła dwa pióra z tyłka. Łatwo ją było potem poznać, taką wyszczerbioną na kuprze.
I skończyło się rumakowanie.

Tagi:
#merlin#kleks#kot
niedziela, 17 maja 2020

12. O tym, jak nabiłam limo rynną

Na tyłach naszej posesji mamy niewielkie podwórko. Centralnie na środku wejścia do niedawna była na wpół zapadnięta studzienka kanalizacyjna. Wysoka podmurówka zrobiona nie dość, że krzywo, to jeszcze pod jakimś niedorzecznym kątem częściowo wystawała ponad poziom gruntu i nie było opcji, by łazikując w plenerze o nią się nie potknąć. Wypuszczony na długiej smyczy Merlin doglądał swój książęcy habitat. Akurat przystanął przy studzience by obwąchać jakiś mleczyk, gdy drzwi mieszkania sąsiadów otworzyły się z hukiem. Najpierw wypadła z nich piłka, która odbiła się od przeciwległej ściany i wróciła pod próg. Następnie wysypało się stado wyjących małpoludów zwanych przez sąsiadów dziećmi*. Zaskoczony na otwartej przestrzeni tygrys znieruchomiał.
Kleks, który już blisko węgła, ale jeszcze nie był niewidoczny, przyspieszył kroku. Nie zdążył. Kopnięta piłka z całą mocą uderzyła w koci bok. Merlin aż jęknął. W tej samej chwili przy kocie zmaterializował się Kleks. Młode wyjce natychmiast spokorniały, ucichły i położyły uszy po sobie.
- To pani kot? - zapytał któryś dzikus.
Kleks zgarnął tygrysa na ręce.
- Mój. Ma więcej lat niż ty, więc radzę uważać, kogo kopiesz.
Traf chciał, że Kleks(ja) trafił felerną nogą na wystającą podmurówkę. Noga się ugięła, Kleks się zatoczył. Pchnięty ciężarem Kleksa małoletni chuligan oparł się twarzą o rynnę aż zadudniło. Kleks(ja) przeszedł kilka koślawych kroczków i wreszcie stanął prosto.
- Bardzo boli? - zapytał z fałszywą słodyczą.
Młody zbój przez zaciśnięte zęby wystękał, że tak.
- I dobrze. Zapamiętaj sobie. Tak samo boli mojego kota. Nawet bardziej. Zróbcie tak jeszcze raz a wybiję wam zęby.
Zapamiętał. Nabił sobie śliwę na pół szczerbatej gęby.
Efekt: Do chwili przeprowadzki sąsiedzi udawali, że Kleksa nie widzą a nieletni barbarzyńcy znikali z podwórka natychmiast, gdy Merlin wystawiał czubek nosa.

*) banda dziewięciorga płci obojga, dla których rozrywka to obrzucanie piachem i mokrą ziemią rozwieszonego prania, plucie i charchanie na siebie nawzajem, ew. skakanie w trepkach lub w gumy na podłodze z legarów.

Tagi:
#merlin#kleks#kot

Archiwum