Avatar @Jagrys

@Jagrys

Bibliotekarz
72 obserwujących. 51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około 12 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
72 obserwujących.
51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około 12 godzin temu.

Blog

poniedziałek, 15 marca 2021

Spokojnie, bez nerwów...

Ósmego lutego choroba teścia przybrała formę, w której całkowicie traci się kontakt z rzeczywistością a wiązanie na oddziale zamkniętym jest wymuszoną koniecznością.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz patrząc, jak człowiek, który był mi ojcem, do którego mówiłam "tato", zmienia się w bezmyślną masę napędzaną nieopanowaną agresją.
Don Kichot walczył z wiatrakami kopią, teść pacyfikował rodzinne baby suszarką z rozwieszonym praniem. Ja "tylko" leczę pęknięte żebro, zespół utytułowanych specjalistów w imieniu nie mniej uznanej placówki medycznej robi co może, by teściowa zachowała widzenie w jednym oku.
Co z drugim - będziemy wiedzieć po operacji.
Trudno jest też zachować spokój i kamienną twarz wydeptując ścieżki od drzwi do drzwi po instytucjach bo papier, bo wniosek, bo formalności...
Ósmego marca u mojej babci zdiagnozowano nowotwór ślinianek.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy wszystko w środku wyje, bo jedyne co można, to czekać na koniec i objąć chorą leczeniem paliatywnym.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz gdy widzę, jak moja własna matka zmienia się w upiora i bez ostrzeżenia włazi mi prosto pod koła. Rozumiem, że jej ciężko, bo może tylko patrzeć jak jej matka umiera, ale na litość...! Gdybym nie zaczęła zwalniać, bo nie byłam pewna czy ona to ona - zabiłabym ją jak nic, bo nie było opcji - nie zdążyłabym zahamować.
Opierniczyłam jak beczkę po smole. Zero reakcji.
Lecz trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy trzęsą się ręce, zamiast kolan mieć kłęby waty i jednocześnie prowadzić pojazd mechaniczny. Gdyby nie wsparcie TŻ - u szwagierki zwaliłabym się z siedzenia bezpośrednio na glebę.
Trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy do rozmowy nad papierologią dla teścia wpieprza się X ze słowami: "Ale wiesz, moja wnusia ona to jest dopiero chora! Bo jej cukrzyca..."
Nie wytrzymałam. Pękłam.
Panie negocjowalnej miłości na zakrętach wzbiły się pod samo niebo, echo poszło po lesie, ptaki zamilkły a wystraszone psy uciekły do budy. A ja się darłam.
Za wszystko:
Za teścia z Alzheimerem, zbyt niebezpiecznego dla otoczenia, by bez bezpośredniego nakazu z zewnątrz umieścić go w specjalistycznym ośrodku.
Za babcię, którą za długie i ciężkie życie czeka długie i ciężkie umieranie. Za moją mamę, która musi na to patrzeć.
Za męża przeniesionego z kontraktu w Pipidówce Większej do Zapiździ Mniejszej bez bodajże kilku godzin urlopu.
Za teściową, co do której spełniają się nasze najczarniejsze scenariusze.
I za szwagierkę, która musi znosić świętojebliwe najazdy X z przyjemnym wyrazem twarzy.
Wreszcie - za pieprzenie X, bo w tym wszystkim choroba jej wnusi, z całym szacunkiem, ale to zwyczajny śmiech.
Bo czymże jest cukrzyca, nawet insulinowa przy postępującym zwyrodnieniu mózgu czy choroba nowotworowa w rodzinie, gdzie każdy, do trzech pokoleń wstecz, ma własną przeszłość onkologiczną?
Równie dobrze może ponarzekać, że wyskoczył jej pypeć na d... Efekt będzie ten sam.
Dziewczyna żyje, ma się dobrze. Nam niebo wali się na głowy.
Puenty nie będzie.
Gdyż trudno jest zachować niewzruszony spokój i kamienną twarz, gdy nawet okolicznościowy reset systemu nie daje rezultatów, bo uchowała się ostatnia trzeźwa szara komórka, która - cholera - nie zgasiła na czas światła.

Tagi:
#jagrys#przypadki
sobota, 20 lutego 2021

Zapiski z dnia wczorajszego

Zostałam pilnie wezwana do teściowej. Pilnie znaczy pilnie. Czerwony alarm. Godzina W, minut zero.
Sygnał od teściowej z numeru teścia oznacza, że rzuca się wszystko co się aktualnie robi: pranie, proszony obiad dla trzystu gości, figle z chłopem w łóżku - i należy się stawić tak szybko, jak to możliwe. Z przyczyn różnych - teraz nawet bardziej. Pognałam jak do pożaru.
I - jak to onegdaj śpiewał Rosiewicz - za zakrętem stali.
Wiem ile miałam na liczniku. Akurat w tym miejscu, na tej drodze, więcej jak 30km/h pojechać się nie da. A to dla tego, że szczyt ostrego zakrętu zasłania kępa brzózek i niejeden tam hamował w polu albo jodełkach - w zależności z której strony wyjechał "na czoło".
- Dzień dobry. Czy zna pani powód zatrzymania? - zagaił uprzejmie funkcjonariusz drogówki.
- Pojęcia nie mam. - Odparłam zgodnie z prawdą.
- Za przewożenie dziecka poza fotelikiem ochronnym lub innym urządzeniem... - rozpoczął recytację formułki.
- Ale ja nie mam dzieci. - uznałam za stosowne zaprotestować. - Żadnych.
Policjant przechylił się i zajrzał do samochodu. Ja też spojrzałam.
Na rzucony niedbale na przednie siedzenie plecak. Na dopasowaną kolorystycznie TŻ, leżącą trochę krzywo. Wreszcie - na zaczepioną o obejmę, zimową czapkę z pomponem.
Z daleka rzeczywiście mogło to wyglądać na jakiegoś bombelka wiezionego z nosem przyklejonym do szyby.
- Fakt. Niezbyt fortunnie to wygląda. - mruknęłam, już widząc się w sądzie, zdecydowana nie przyjąć mandatu, bo z jakiej przyczyny? Policjant też zadowolony był średnio. Spojrzał na oznakowaną Józefinę i jeszcze raz na siedzenie pasażera. Machnął ręką.
Józefinie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Mnie również.

* * *

Od listopada ubiegłego roku kołuję się z efektami porażenia nerwu twarzowego. W sumie nie jest źle: Większość z objawów zaczęła ustępować w ciągu trzech miesięcy, zatem pod tym względem mieszczę się w normie.
Na teraz pozostały niedobitki typu ściągnięcie policzka czy utrzymujący się obrzęk w obrębie kości strzemiączkowej co przekłada się na interesujące doznania akustyczne. W sumie - pierdoły, które zanikną w ciągu kolejnych sześciu do dwunastu miesięcy. Albo nie.
Kilka dni temu rozpoczęłam kolejny turnus rehabilitacyjny: Naświetlania, masaż, elektrostymulacja, ćwiczenia mimiczne... Teoretycznie nihil novi, gdyby nie jedno "ale".
Jedna z pacjentek złożyła na mnie skargę, bo podczas zabiegów nie noszę maseczki.
Jakieś pomysły, jak siedzieć pod prądem z blachą na twarzy, ewentualnie: Jak się szczerzyć do lustra ze szmatą na gębie?

* * *

Pogoda jest jaka jest. Śniegu nasypało fest , a jak wygląda nieodśnieżony parking łatwo sobie wyobrazić.
Uczynny sąsiad w przypływie uczuć wyższych odgarnął śnieg w miejscu, w którym zazwyczaj stawiam Józefinę, żeby niezdara (ja) nie musiała kicać na trzech nogach po zaspach.
Dwóch krewkich panów chwyciło się za klapy, a każdy z nich szedł w zaparte, że to on, osobiście, własną ręką, śnieg z tej miejscówki odgarniał. Siłą rzeczy, on do tego miejsca ma większe prawo i należy się właśnie jemu.
Od liryki przybramnej, wygłaszanej pełną piersią w łacinie kuchennej - światła przygasały na dzielni a przerażony śnieg topniał i niknął w oczach.
Po dniu pełnym wrażeń złachana ja wjechałam na parking, postawiłam Józefinę gdzie bądź, a że śniegu na "gdzie bądź" było dostatek, wyciągnęłam tez saperkę i przystąpiłam do ogarniania bezpośredniego otoczenia autka, żeby następnego dnia nie brodzić w śniegu i nie musieć przebijać się przez koleiny.
Sąsiad nie zdzierżył. Wyskoczył z domu tak, jak stał.
- To tak dla jasności. żebyście [penisy wulgarnie*] wiedzieli, kto wam qhhva to miejsce ogarnął!!! - wydarł się przez szerokość ulicy. - Kury wam [zakręt] szczać prowadzać, hrabiowie w [cztery litery] [stosunki płciowe w liczbie mnogiej]!
Mówiłam: Porządny człowiek.

Tagi:
#jagrys#kleks#przypadki
środa, 17 lutego 2021

Z dniem 17 lutego

W międzynarodowym Dniu Kota, familijnym kociałkom: Zazdrosnym, obrażalskim, kapryśnym, upierdliwym, naszym najdroższym skarbom, perełkom i pieszczochom:

Merlinowi

Buni


Kiniowi



Pełnej miseczki, ciepłego kąta, wygrzanych dołków na łóżku, kolanek do zalegania, rąsi na żądanie,
energii i wigoru na ile zdrowia pozwala, samego zdrowia - jak najwięcej, z życzeniem, by jak najdłużej były z nami.
Żyć nie liczę, bo każde dożywotni zapas szczęścia wykorzystało przynajmniej raz. ;)
Oby wam się i oby nam się z wami...


z ciepłym wspomnieniem o tych, których już z nami nie ma:

Czesio


Jagrys aka Kleks
Tagi:
#jagrys#kleks#merlin#kot
poniedziałek, 15 lutego 2021

Magnez(s)

O co chodzi z pisaniem "magnez" gdy chodzi o "magnes" pojęcia nie mam, ale zjawisko przybiera już znamiona plagi, ukazując, jak bardzo naród nie ogarnia ojczystego języka.
"Przypięcie na magnez neodymowy" głosi opis pod magnetyczną przywieszką do kluczy.
"Działasz na mnie jak magnez..." mruczy napalony Apollo przyciągając swoją chere ami do płonących namiętnością lędźwi - a mnie na to dictum trafia szlag i miast trzeć kolankami w oczekiwaniu na scenę "z momentami" chcę chwycić czyjś łeb i rąbać nim parkiet.
Cholera! Przecież magnez i magnes nawet nie leżą obok siebie na półce!
Gwoli wyjaśnienia oraz dla tych, którzy nie widzą różnicy:
Magnez - pierwiastek chemiczny, metal ziem alkalicznych. Podkreślam: Metal (!!!)
W swoim biologicznym aspekcie najogólniej odpowiada za witalność.
Reklamy bombardują nas różnymi suplementami diety z magnezem, który normuje ciśnienie, pracę serca, dobrze robi na różne tkanki, układ nerwowy i koncentrację.
Aż dziw, że skądinąd cudowny magnez jeszcze sam nie pierze, nie tańczy i dzieci nie robi. :/
Magnes - przedmiot o właściwościach magnetycznych.
Inaczej mówiąc: Przedmiot, który przyciąga inne przedmioty.
Powtórzę: Coś. Co. Przyciąga. Przedmioty.
Na przykład zatrzaski w szafkach lub kuchenna listwa na noże.
Jest różnica? Jest! Ogromna!
Pół biedy, gdy o gadżecie "na magnez" mówi jakiś dzieciak z pierwszych klas podstawówki - łatwo mu wtedy wyjaśnić i naprostować poglądy, lecz gdy "pamiątkowy magnez na lodówkę" zdobi witrynę sklepu, albo wystawkę na Poczcie Polskiej - zaczyna robić się straszno. Bo jednakowoż produktu nie opisało nieopierzone pisklę, tylko rodzic, urzędnik albo dwa w jednym. I jak wówczas zwrócić uwagę, że "halo, proszę pana/pani, tu jest błąd w nazwie!" stojąc w kolejce, w lokalu pełnym obcych ludzi?
Toż to zamach na powagę wieku i urzędu!
O magnetycznych właściwościach magnezu w książkach z rodzaju literatura erotyczna wypowiadać się nie będę, bo od samego patrzenia na ten językowy koszmarek cycki opadają, a moje - póki co - wygrywają z grawitacją. ;q
Szczytem szczytów i kroplą przelewającą czarę okazał się "magnes w tabletkach dla mężczyzn 40+" w aptece.
Hmm...
Szczęście dojrzał opakowanie promocyjne i w oku mu błysło. Zażyczył sobie dwa. A co.
- Bo jak się nałykam tego magnesu, to jest opcja, że będziesz się do mnie przyciągać. - oświadczył z mocą, podczas gdy pani farmaceutka pospiesznie zmieniała opis.
- Na teraz, jedyne co cię po tym magnesie przyciąga to lodówka! - fuknął gniewnie Jagrys. - Weź mnie nie drażnij, albo będą cię odrywać od niej granatem!


Tam, gdzie zamiast magnesu jest magnez...

Tagi:
#magnes#magnez#jagrys#kleks
wtorek, 9 lutego 2021

31. O kawie z Animondą

Córa S. wyraźnie nie ma do mnie szczęścia. Ja do niej też.
Serio. (Seryjnie? ;q). Jeśli tak wygląda przyszłość farmacji - więcej zaufania będę mieć do wiedzy i umiejętności jakiejś wsiowej zielarki.
To, że nie ogarnia rzymskich cyfr na zegarze kichał pies. Jednakże ostatnio zwątpiłam, czy potrafi czytać ze zrozumieniem a przynajmniej ze zrozumieniem przyswoić znaczenie obrazka.
A to jest już bardziej niepokojące.
Co tym razem? Mleko w jednorazowych pojemniczkach 15g., pakowane w zgrzewki po dziesięć sztuk.
U nas: W kartonowym pudełku z napisem "Animonda" i "Milkies Cat Snack" oraz rysunkiem kota chlipiącego mleczko. Mało tego: Na wieczku każdego pojemniczka również jest piktogram kota.
Jaśniej już chyba nie można.
A gdyby nawet: Kot na opakowaniu plus kot w domu to wystarczająco dający do myślenia przekaz, że produkt jest spożywczy lecz niekoniecznie dla ludzi.
Po przyszłej magister farmacji powyższe spłynęło jak woda po kaczce.
Wbiła mi do kuchni po mleczko do kawusi i omijając mleko w plebejskiej butelce 1l. sięgnęła po te bardziej, hmm... światowe? i eleganckie pojemniczki w pudełku.
- Nie radzę. - Kleks dostrzegł ruch kątem oka i uznał, że właściwe będzie zainterweniować żeby później nie było pretensji. - Weź butelkę. I od razu zanieś tacie.
Młoda wzruszyła ramieniem, otworzyła z pojemnik z wieczkiem w kolorze fuksji i wlała sobie do kawy.
Kleks też wzruszył ramieniem. Jakby nie było - ostrzegał, coby ni ruszać.
Goście zasiedli przy stole. Córa S. upiła łyk kawy, skrzywiła się z niesmakiem i odstawiła kubek.
- Mówiłam, żeby nie tykać. Mleko z burakiem jest dla kota. - Kleks z satysfakcją wyszczerzył kły - Goście piją z butelki.

Tagi:
#kleks#kot#merlin
niedziela, 7 lutego 2021

30. Pościelówa

Kleks nabył nową pościel.
Kołdrę, poduszkę i zestaw bielizny pościelowej. Na górze w róże, na dole w kuchenną kratkę
Do prezentowanego na forum wzoru w węże się to nie umywa, ale Kleks ogólnie lepiej się czuje w sielsko-malinowym chruśniaku niż wśród modnych gadzin. Docelowo miał to być awaryjny zestaw zastępczy "na szelki wypadek". Ale jak coś zaczyna się walić to wali się wszystko: Awaria Merlina nastąpiła z dnia na dzień, stąd i pościelowy zamiennik trzeba było wyciągać na już.
A skoro już się wyciągło i zaoblekło, konieczne jest też na tym zalec.
Merlin, co prawda, miał krótki moment konsternacji, jako że element kwiatowy okazuje się zdecydowanie większy od małego księcia, co trochę (sic!) go przerasta, jednakowoż...

Tak wygląda ilustracja tygrysa w środowisku naturalnym z bajki dla małych księżniczek.

Na zdjęciu : Nowa pościel idealnie wkomponowana w kociałko.

Tagi:
#kleks#merlin#kot
sobota, 6 lutego 2021

Ajummy na czatach

01.58 J: ...odkopałam zabytek i zrobiłam se kuku.
01.58 P: Co nabroiłaś?
01.58 J: Zachciało mi się hardów. Zawsze to lepiej jak się rozumi co mówiejo.
01.59 J. Mało, że w okolicy 250 odcinka zajarzyłam, że rozdzielczość można zwiększyć do 720p, to w okolicy 330 pomyliłam numerację odcinków.
01.59 P: Na litość boską, babo!!! Co żeś wywlokła?!? o.O?
02.00 J: Ja ci to może pokażę
02.01 J: 
02.01 J: To jest, kochana, dwudziesta druga sekunda 288 odcinka. Sekunda! I on tak raz na odcinek chociaż...
02.02 P: O ja...
02.02 J:


02.03 J: Oczy mi już od tego za uszy wyłażą i trudno mi jasno myśleć.
02.04 P: Głębokie wyrazy współczucia.
02.04 P: Takie ciało musisz oglądać.
02.04 J: Mam za słaby kręgosłup moralny na takie rzeczy.
02.05 P: Na takie rzeczy ty w ogóle nie masz kręgosłupa XD
02.05 P: A Rudra? Co z nim?
02.06 J: Jak to co?
02.06 J: 
02.07 J: Rudra rządzi!
02.09 P: Jagrys? Nie bądź świnia. Zrób mi z tego gifa. PLIZZZ?
02.15 J: gifa. Wybierz sobie.



Trochę się teraz chwalę, ale dobrze jest sobie czasem przy maglu o Maryni i tyłku huzara pogadać.
Tagi:
#jagrys#ajumma#gif#drama
niedziela, 10 stycznia 2021

30. Refleksje po szkodzie

Szczęście zawiesił się przy garmażu, błądząc zatroskanym spojrzeniem gdzieś pomiędzy szynką wieprzową a ekspozycją z kurzęcych cycków.
- Ile może zjeść kot? - zapytał kontemplacyjnie ni to Kleksa ni ekspedientkę za ladą.
Kleks(ja), który nurkował pod łokciem Szczęścia dokładając jajka do koszyka podniósł głowę.
- Nasz? Tyle, ile waży i jeszcze pół.
Szczęście zadumał się jeszcze bardziej.
- Czyli jak kupimy kilo wątróbek, to jest nadzieja, że zostawi coś dla nas?
Tagi:
#kleks#kot#merlin
piątek, 8 stycznia 2021

29. (Nie)objadek

Kleks(ja) wyciągnął z zamrażalnika bryłę mięsa mielonego i wrzucił do miski.
Było tego mięcha kilo i ćwierć. Ambitny plan żywieniowy zakładał, że będzie to farsz do naleśników, kotlety mielone oraz mięsny dodatek do spaghetti. Żarcia co najmniej na trzy dni, jeśli nie na tydzień. Na wszelki wypadek, Kleks przykrył miskę odwróconym do góry dnem garnkiem. Na wierzchu postawił chwiejną miseczkę z wodą. Wszystko to upchnął w najbardziej odległym i najmniej dostępnym kącie kuchni. Jeszcze raz zlustrował całość i niezmiernie z siebie zadowolony poszedł spać.
A że było już późno i złachany był bardzo - zasnął snem sprawiedliwego prawie natychmiast.
* * *
Kleks otworzył jedno oko następnego dnia, gdzieś koło dziewiątej.
Szczęście szczękał garami w kuchni organizując sobie i nadobnej małżonce śniadanie.
- O-cho! - Okrzyk Szczęścia z kuchni nie wróżył niczego dobrego.
Kleks, który już wstawał ale jeszcze drzemał na siedząco, oprzytomniał natychmiast.
- Co jest?
- Problem jest. - odkrzyknął Szczęście. - Rozmrażałaś mielone na obiad?
- Rozmrażałam. - przytaknął Kleks teraz już pewien, że stało się coś bardzo, bardzo złego.
- No to nie obraź się, ale wymyśl coś innego.
Kleks zmaterializował się w kuchni prawie natychmiast.
Z kilograma mięsa została ledwie garść. Akurat tyle, żeby po spreparowaniu na winie* ładnie wyglądać na talerzu ale zdecydowanie za mało, by dwie osoby mogły się tym najeść.
- A ja się dziwiłem, dlaczego jeszcze go nie ma... - Szczęście głośno zamknął drzwi lodówki.
Kleks wyjrzał z kuchni. Objedzony do wypęku Merlin rozlewał się po łóżku. Na brzęknięcie nożem nawet nie drgnął. Zawołany po imieniu, przeciągnął się rozkosznie i przytulił łeb do podusi.
Nie ma co, ludzki pan... A mógł zeżreć wszystko.

*) danie na winie - wszystko, co nadaje się do jedzenia i pod rękę nawinie.
Tagi:
#kleks#kot#merlin#jagrys
wtorek, 5 stycznia 2021

Lucusiowi [*]

Muszę, po prostu muszę, bo szlag mnie trafia i muszę się wygadać. Nie poczuję się przez to lepiej, nie pogodzę; Zgody z oczywistych względów też nie będzie, ale może, powtarzam: może, przegryzę się przez węzeł, który szarpie mnie od Nowego Roku i nie daje spokoju. Myślę, że kociarze zrozumieją.
Słyszeliście o Lucusiu? Jeśli nie, wrzućcie w wyszukiwarkę: Lucuś+Siedlce+Sylwester.
Mnie wykręca na nice. Z jednej strony zwierz, którego jedyną przewiną było to, że był zbyt ufny i żył.
Z drugiej... Brak mi słów. Żadne wystarczająco nie opisze kata. Jak było można, no jak?!?
Czytam teraz, że zdaniem policji kot nie zginął od wybuchu petardy przyczepionej do głowy.
To co? Sam sobie zmasakrował łeb? Wyrwał szczękę? Wypalił oko?
A jego sąsiad z kociego domku, w tego samego Sylwestra sam oblał się benzyną.
Innym wyszukaniem będzie informacja o kocie, któremu wyrwano (!!!) łapy i ogon, wybito zęby, zawiązano pętlę na szyi i spętanego sznurem zostawiono tak, by zdechł.
Wyrwane łapki elegancko ułożono obok. Również w Siedlcach, a jakże.
Sadyzm - tak. Level hard. Którym kawałkiem żyjącego gówna trzeba być, żeby w ogóle pomyśleć o czymś tak bezgranicznie okrutnym. Pomyśleć. Już samo to przepełnia zgrozą.
A jednak znalazł się ktoś i/lub kilku ktosiów, kto nie tylko pomyślał, ale też czynu dokonał...
Pierwsza myśl: Co za dzicz! Druga: Co ci w Siedlcach mają do kotów? Ale nie tylko w Siedlcach.
Co takiego koty zrobiły ludziom, że tak często padają ofiarami regularnych tortur?
Nie jestem bez winy. Ja też stawiam się wśród okrutników. Bo gdybym mogła, osobiście przyczepiłabym kilka rac lub petard do jajec takiego kozaka detonując bombki. Chodzi też za mną aplikacja z witriolu lub kwasu solnego, wzorem króla Hamleta podana dousznie. Drut kolczasty i beczka z gnojówką. Przywiązanie na bambusach. Ukrzyżowanie na mrowisku. Oko za oko. Dla równowagi.
Jak Bóg Kubie. Bo gdy się czyta, do czego ludzie są zdolni i co czynią swoim braciom mniejszym...
To się w pale nie mieści i dla równowagi chciałoby się tak samo.
Tagi:
#kot#kat#siedlce
środa, 30 grudnia 2020

Godziny. by Jagrys

Wygląda na to, że ostatnimi czasy do wbijania kija w szprychy jadącego roweru mam ślepy fart.
Gdzie się nie odwrócę - lecą wióry i sypią się gromy.
Zadzwoniła do mnie dzisiaj S. z ciężką pretensją, że świadomie i przy ludziach zrobiłam z jej córy głupią.
Ja: ???
A ona jest mądra! Studiuje! I będzie tą no, farmaceutką!
Ach, o to chodzi... !
Ja : - Być może, ale na zegarze się nie zna.
Od pieprznięcia słuchawką po drugiej stronie, ogłuchłam na jedno ucho.
Zapewne, gdy córa S. zostanie już tą farmaceutką, zamiast syropu na kaszel dostanę od niej trójtlenek arsenu. O co poszło? Ajj, kochani...
Córa S. - studentka pierwszego roku farmacji (czy jak to tam się nazywa) wbiła mi na chatę nieoczekiwanie i bez zapowiedzi. Byliśmy akurat młodszą częścią familii w trakcie burzy mózgów i córa S. była nam do tego potrzebna jak dziura w moście. Najbardziej dlatego, że S. nie musi wiedzieć, co się u nas dzieje.
Narada została zawieszona na kołku. Na stole pojawiły się ciasteczka, kawka i herbatka.
Córa S. wyłuszczyła po co przyszła.
W sumie nie było tego dużo. Problem był nie tyle skomplikowany, ile wymagał pewnej znajomości tematu. Niestety, zajęta na zajęciach zdalnych oglądaniem "Brzyduli" przyszła pani magister tę część wykładów zdecydowała się sobie odpuścić. No, ale...
Gdzieś tak po mniej-więcej półtorej godzinie młoda zajrzała do kuchni.
- Ciociu, przepraszam, ale która jest teraz godzina? Padł mi telefon a umówiłam się z tatą, że mnie odbierze...
Ruchem głowy wskazałam zegar na ścianie. O tyle nietypowy, że wycięty z płyty winylowej.
Panna w skupieniu kontemplowała wskazówki.
- No tak, bardzo fajny, ale która jest godzina?
Czy mówiłam, że mój zegar nie posiada cyfr arabskich tylko rzymskie?
Szczęście jakoś dziwnie prychnął. Szwagierka ukryła twarz w dłoniach a plecy podejrzanie jej drżały.
Młodsze śfagrzątko patrzyło z niedowierzaniem. Śfagier chciał coś powiedzieć, ale kopnięty w goleń zamknął buzię.
Córa S. poczuła, że dała ciała, bo czerwona jak piwonia wyparowała niemal natychmiast.
Kolejne co było, to telefon od rozwścieczonej S.
Gdybym jeszcze chciała się tym przejąć...
Tagi:
#kleks#jagrys#zegar#godziny#przypadki
poniedziałek, 28 grudnia 2020

"Jestem recenzentem" to brzmi dumnie. Czyżby?

Serwisów książkowych w internetach jest multum i dostatek. Tym, co przyciąga bądź odpycha użytkowników, stanowi o ich jakości, renomie, marce - są opinie i recenzje zamieszczane przez userów. Siłą rzeczy, każdy z takich portali ma jakieś swoje własne ustalenia względem wyglądu i zawartości zamieszczanych na ich witrynach form, powiedzmy, literackich. Dotyczy to zarówno recenzji jak i opinii o książce. Ja ograniczę się do kanapy, bo to, co w tym względzie na stronach portalu wyprawiają użytkownicy napawa zgrozą. Nie będę przebierać w słowach, więc co wrażliwsi mogą zatkać uszy, ale uważam, że przeczytać powinien każdy. I - być może - wyciągnie jakieś wnioski.
Albowiem lwia część tworów szumnie określanych przez swoich autorów mianem "recenzji" to kpina.
Z nakanapie.pl, z ludzi, którzy ten portal tworzą, wreszcie ze społeczności tworzącej ten serwis ogólnie.
Bo co taka ja napotka w tekstach kanapowych pisaczy, gdy dojrzeje do łazikowania po recenzjach?
Jakieś pstrokate wystawki z emotikon, galerie zdjęć, załadowanie tekstu nie cytatami ale całymi fragmentami książki, blurby reklamowe najeżone hasztagami, bardzo, ale to NAPRAWDĘ bardzo szczegółowe opowiadanie książki na nowo: Kto z kim, kiedy i po co; biografie autorów z wyszczególnieniem dorobku literackiego tak detalicznie, że brakuje tylko rozmiaru ich bielizny i numeru buta... Mało? To co robią "recenzenci" aby podbić sobie punkty? Crtl+C / Ctrl+V i heja naprzód! Powielają tekst dwa, trzy, więcej razy. Grunt, by przekroczyć wymagany próg dwóch tysięcy znaków.
Merytorycznie wartość takiej kreacji wynosi zero, za to wkurw od samego patrzenia chwyta przepotężny. Czy tak podana "recenzja"w jakiś sposób przenosi się jakoś na ilość polubień czy followersów? Patrząc na praktycznie zerowe względem nich zainteresowanie - bardzo szczerze wątpię.
Gdyż nawet jeśli zdarzy mi się pod tak spreparowaną "recenzją" zostawić komentarz - dalsze produkcje jej autora będę omijać z daleka. Ponieważ, choć stanowią zdecydowaną mniejszość - są tu kanapowicze, których opinie, choćby najkrótsze, czyta się z autentyczną przyjemnością.
Choćby najbardziej głupie - mają szyk, sznyt, jaja i pazur, których próżno szukać gdzie indziej.
Z drugiej strony, co ja mogę wiedzieć o języku polskim?
Wszak języka ojczystego, w byłym systemie błędów i wypaczeń uczyła mnie polonistka, która sama kształciła się na tajnych kompletach. Szkoły różne też kończyła w co najmniej specyficznych okolicznościach. Cóż ona mogła wiedzieć i co przekazać? Otóż - ni mniej, ni więcej - nauczyła mnie szanować język, którym mówię prawie od urodzenia. Doceniać jego elastyczność, bogactwo form i znaczeń. Pokazała że o jednej rzeczy można wyrazić się na kilka sposobów unikając powtórzeń i wpadania w banał. Nauczyła, jak żonglować i bawić się słowem.
Jestem bibliotekarzem nakanapie.pl; Jestem recenzentem w tutejszym KR. Dziennie przerzucam tych książek ileś. Siłą rzeczy, na to co i w jaki sposób użytkownicy wyrażają się o przeczytanych tytułach mam wgląd niejako od środka. Dlatego, gdy patrzę [i czytam] nieforemną bazgraninę, którą jakiś filister nazywa recenzją książki - trafia mnie ciężki szlag, a kosa, którą noszę w torbie otwiera się z głośnym szczękiem. Bo ze mnie, za takie fabrykacje polonistka w pierwszym rzędzie zrobiłaby na miazgę.
Co dalej - nawet sobie nie wyobrażam, lecz Armageddon byłby przy tym równie słodki i różany jak kichnięcie aniołka.
W przypływie desperacji pokazałam kilka z kanapowych niby-recenzji nauczycielce polskiego z (wówczas) gimnazjum. Bo może to ja - stetryczały beton - nie ogarniam i nie nadążam za duchem czasów.
Kobietka, która widziała niejedno i niewiele ją już może zaskoczyć, spojrzała na mnie jak na pieprzniętą, i z oczami jak spodki rzekła: "To są jakieś jaja". I niech samo to wystarczy za komentarz.
Zatem: Skończmy z błazenadą i potraktujmy temat oraz umiejętność pisania recenzji poważnie.
No dobrze, powie ktoś,wszystko pięknie-ładnie, ale jak napisać fajną recenzję, tak, żeby ludkowie czytali i zostawiali jakże pożądane lajki?
Ano tak, by ludek taki jak ja CHCIAŁ ją przeczytać.
Nie musi być pięknie. Wystarczy, że będzie z sensem.
Cytując za Słowackim: "Chodzi o to, by język giętki powiedział to, co myśli głowa."
Sztuka nie lada, obecnie w zaniku.
Mnie najczęściej już przy drugim/trzecim zdaniu takiej pożal się Boże imitacji recenzji chce się wyć, ukośnik, rozedrzeć kogoś na strzępy.

Koloryzowane: Jagrys podczas próby czytania czegoś, co symuluje recenzję

Na początek pytanie:

Co to jest recenzja i czym różni się opinia o książce od recenzji?

Bardzo ładnie i klarownie definicje wyjaśniono tutaj:
https://ksiazkizestrychu.blogspot.com/2019/06/recenzja-opinia-ocena-czym-sie-roznia.html

W skrócie:
Opinia - Subiektywne (osobiste) spojrzenie na jakąś sprawę w obojętnie jakiej formie.
Recenzja - Omówienie i ocena dzieła literackiego, które powinno zawierać elementy informacyjne, analityczno-krytyczne oraz oceniające.
Co jest w tym istotne to to, że tak opinia jak i recenzja, powinny mieć jakiś przekaz, coś sobą przedstawiać.
Brzmi strasznie, nieprawdaż? >;\
Bo jak, w takim układzie popełnić opinię lub recenzję nie narażając się przy tym na gniewną reakcję bibliotekarzy, moderatorów, lub, co gorsza - Administratorów kanapy?

Moim pierwszym skojarzeniem jest tu sytuacja z którejś lekcji języka polskiego w czwartej lub piątej klasie szkoły podstawowej:
Uczeń: - Proszę pani, jak napisać recenzję książki?
Nauczycielka: - Tak, jak wczoraj pisałeś rozprawkę. Rozprawki nie potrafisz napisać?

Rozprawka? A cóż to za diabeł?
Rozprawka, jak nazwa wskazuje to pisemna forma wypowiedzi, zawierająca rozważania na jakiś temat.
Składa się ze wstępu (tezy/hipotezy), rozwinięcia (argumentów) i zakończenia (potwierdzenia tezy lub jej obalenie).
Pisząc własne opinie/recenzje stosuję wyżej wspomniany schemat. I wstyd powiedzieć - to działa!



Jak powinna wyglądać recenzja pisana dla nakanpie.pl?

Poniższe można potraktować jako vademecum recenzenta nakanapie.pl

Recenzja powinna zawierać:
1. Początek
* Wstęp czyli wprowadzenie
Kilka (!) zdań o książce: Wydanie, okładka, autor (jeśli jest potrzeba, z wykluczeniem jego biografii i wyszczególnienia dorobku literackiego). Kilka zdań o fabule w ogólnym zarysie, bez wdawania się w szczegóły. Absolutnie niedopuszczalne i zabronione jest zamieszczanie szczegółowych opisów i streszczeń.
Nie i koniec dyskusji. Nie.
Zwięźle podana informacja: Książka się podobała czy nie.
2. Rozwinięcie
albo: Uzasadnienie.
* Argumenty: Co piszącego recenzję w książce poruszyło, co zadziałało na emocje, skłoniło do refleksji/przemyśleń; Co odrzuciło ze wstrętem.
Konkrety: dlaczego tak; dlaczego nie. Można się odnieść do warsztatu autora, formy, kształtu, postaci, fabuły, konkretnej sceny.
Recenzja to poniekąd rozbiór książki na jej różne składowe. Odrobina analizy zawsze wygląda dobrze.
Tak, w recenzji można dać wyraz emocjom. Kilka zdań o uczuciach towarzyszących lekturze jest jak najbardziej ma miejscu. Taką recenzję czyta się o wiele przyjemniej niż techniczną wiwisekcję. Recenzja pisana "od serca" jest - przynajmniej dla mnie - bardziej autentyczna.
Ale nadal obowiązuje zasada: Pisać tak, by nie zdradzać najważniejszych, najbardziej istotnych elementów fabuły. Czytający książkę ma odkryć ją sam.
3. Zakończenie
lub jak kto woli: Podsumowanie
* Zliczenie cech dodatnich i cech ujemnych lektury. Co przemawia na jej korzyść, co do niej zniechęca.
Własna opinia wyrażona w dwóch-trzech zdaniach: Tak/N ie. Puenta na finał.
Ozdobniki
Nie mam nic przeciw zdjęciom czy gifom w tekście. Stoję na stanowisku, że ładne, dobrze dobrane zdjęcie może podnieść atrakcyjność opinii/recenzji lub przypudrować ich niedostatki. Ale i tutaj należy pamiętać, że obraz jest tylko dodatkiem, podkreśleniem czegoś, nie jego podstawą. Szczególnie, gdy ma dotyczyć książki i jej recenzji.
Tyle i aż tyle.
Dużo i mało jednocześnie.
Choć, gdy patrzę na zamieszczane na kanapie recenzje mam wrażenie, że oczekuję niemożliwego.





Niniejszy tekst, dedykuję wszystkim, którzy piszą/ chcą pisać recenzje dla nakanapie.pl
Tagi:
#nakanapie#recenzja#opinia#jagrys
poniedziałek, 28 grudnia 2020

Chwalesie cz . 7

W wigilijne przedpołudnie wpadł nam do domu zziajany Mikołaj i wręczył ten oto portret Merlina:


Podobiznę, skądinąd, uważam, że udaną, własną ręką wykonał nasz chrześniak (lat 12).
Model nie powiedział nic, ale dumny był bardzo. ;]






Tagi:
#chwalesie#merlin#kot
czwartek, 17 grudnia 2020

Chwalesie cz. 6: Siurpryza na kanapie

Dzisiaj, bardzo sympatyczna pani kurier wręczyła mi kopertę, a w niej to:

Co mogę powiedzieć? Aaaaaa!!! Dziękuję!
Niesłychanie pozytywne małe "cuś", po którym dzień zrobił się jakiś taki... lepszy.

Tagi:
#chwalesie
piątek, 4 grudnia 2020

Twórczość Hemingwaya: Death in the Afternoon

Hemingway twórczy był. Dzieła jego niepospolitego talentu "od zawsze" zajmują wysokie miejsca na listach klasyków. Takie "Śmierć po południu" na przykład. Ścisłe Top 3 najmocniejszych.
Minimalistyczny w formie, dekadencki w treści, z mocą zdolną położyć byka.
Pozycja dla poważnych graczy.
Dlatego przyrządzając Death in the Afternoon my też bądźmy poważni: Jeśli absynt to zielony.
To on jest tą złej sławy Zieloną Wróżką.
Skąd informacja, że spośród dostępnych absyntów najlepszy jest czeski - pojęcia nie mam.

Death in the Afternoon

Składniki:
40ml absyntu
120ml dobrze schłodzonego wina musującego

Wykonanie:
Do kieliszka wlać absynt a następnie, na wierzch - wino musujące.
W wersji na bogato: absynt zalać szampanem.
Gotowe.
Prawda, że proste? To jak? Ktoś się spróbuje?


Death in the Afternoon - Absynt zalany winem musującym

Tagi:
#drinki#koktajle#hemingway

Archiwum