... temu, kto mi powie jeszcze raz, że mam spokojną pracę.
To znaczy, przez większą część czasu mam. Ale kiedy nie mam - to nie mam.
Dzisiaj, jak się domyślacie, nie miałam.
Najpierw był ON.
Typ, który będzie mi teraz niszczył książki po złości. Ale nie tak, żeby trzeba było je od razu odkupić, o nie. On już książki nie zaleje (chyba). Tylko pomazia kredką kartki z boku. Albo złamie okładkę na pół. Każdemu się może zdarzyć, co nie?
Potem była ONA.
Wkurzona od wejścia (ani ,,dzień dobry'', ani nic), oczekująca, że będę pamiętać co czytała i na co robiła sobie rezerwacje X czasu temu, no bo przecież ona ma od pamiętania takich rzeczy ludzi. Czyli, że mnie.
ONA nie wie, co chciałaby wziąć, ale wie, że będzie blokować kolejkę, bo ONA NIE BĘDZIE SIĘ SPIESZYĆ.
A ludzie w tej kolejce patrzą na mnie, nie na nią, żeby może coś szybciej.
Wychodząc ONA spotkała swoją PSIAPSI.
Nie mogły porozmawiać głośno na korytarzu. Nie mogły porozmawiać cicho i z poszanowaniem przestrzeni w środku. Nie. Musiały sobie stanąć z boku i nawijać na pełnej głośności, kładąc torby na delikatnych plastikowych półkach z książkami dla dzieci. Bo wiadomo, że torby pod żadnym pozorem nie mogą dotykać podłogi.
Bo podłoga to lawa.