Bądź stary. Nie miej sumienia. Lecz się - pewnie z powodu choroby alkoholowej. Wyjdź pewnego dnia z domu - nie, wróć, przecież ty oficjalnie nie masz domu - więc wstań gdzieś rano i stwierdź, że ,,ach, cóż za wspaniały dzień, żeby ukraść komuś rower''.
Ukradnij ten rower. Sprzedaj go komuś.
A jak się okaże, że trafiłeś na taką Chassefierre, która rozpoczęła niemal histeryczne poszukiwania swojego roweru i wciągnęła w to policję, internet i wszystkich znajomych, i jak już okaże się, że się nie wywiniesz i znalazła cię policja to powiedz, że:
- jesteś biedny, nie masz pieniędzy, nie masz mieszkania, nie masz żadnych wartościowch rzeczy, leczyłeś się (zapewne z powodu choroby alkoholowej) i
- sprzedałeś rower, nie wiesz komu, nie wiesz czy to był mężczyzna, czy to była kobieta, no tak randomowo poszedłeś na jakiś targ i opchnąłeś rower warty 2500 złotych (czyli więcej niż wypłata laski, którą okradłeś, ale przecież nie masz sumienia, więc cię to nie obchodzi) za zawrotną kwotę 80 złotych i
- w sumie co mi możesz zrobić panie władzo?
Bo jak tak zrobisz, to się okaże, że pan władza nic ci nie zrobi, nawet nie zastosuje jakiegoś środka zapobiegawczego w rodzaju aresztu, bo to ,,mała szkodliwość czynu''.
I żeby nie było, na tym etapie już liczyłam się z tym, że roweru nie odzyskam (chociaż miałam nadzieję, ale prawdą jest, jak mawiają, że matką ona głupich), ale wydawało mi się, że złodziej nagminnie kradnący rowery w okolicznych miastach (Sosnowiec, Chorzów, Katowice, Siemianowice strzeżcie się chudych starych dziadów w okularach) zostanie przynajmniej aresztowany.
Ale nie. Nie został.