A mówił mi mój półwiking, nie czytaj tego, zirytujesz się tylko. Tymczasem ja, wiedząc lepiej (oczywiście!), odpaliłam przeglądarkę w trybie incognito, wyszukałam artykuł Pilipiuka dla Polonia Christiana i...
Co powiedzieć. Zirytowałam się, no.
Bo jeśli pomyśleliście, że dyskusja na temat opowiadania ,,Dalian, będziesz ćwiartowany'' Komudy przycichła i ucichła, że przetoczyła się przez kręgi literackie i internetowe spienioną falą, że już napięcie trochę opadło, że wszystko zmierza ku dobremu to się przeliczyliście.
Albowiem niektórych wciąż coś w tej sprawie uwiera, wciąż ich odwłok boli, niektórzy wciąż czują się lepsi od innych i dążą do tego, żeby niby tak mimochodem ale jednak wbić szpilę i pokazać, że ich religia, przekonania i orientacja seksualna są lepsze, bo jedyne słuszne. A poza tym, to kiedyś było lepiej, wolność i tradycja, nie to, co teraz - ta degrengolada moralna i upadek obyczajów, no. Koniec świata idzie.
Kto chciał wbić szpileczkę Dehnelowi - siadał i pisał o tym, że jest on gejem i apostatą
Bo te fakty z życia prywatnego Dehnela okazały się dla Pilipiuka na tyle ważne, że koniecznie musiał o nich wspomnieć. Bez tej informacji nasz obraz Dehnela byłby niepełny, niekompletny. Jeszcze moglibyśmy, nie dajcie bogowie, zapałać do niego sympatią! A tak to już wszystko wiadomo, prawda? Nie dość, że ,,przypuszcza atak'' to jeszcze ,,deklaruje się'' jako ,,gej i apostata''.
Tu małe wyjaśnienie: zajmowałam się socjologią literatury. Napisałam z tego zakresu dwie prace dyplomowe. To, co zrobił Pilipiuk w swoim felietonie, jest naprawdę niskim i podłym posunięciem. I w dodatku jest niemal klasycznym przykładem argumentum ad personam - zawsze łatwiej iść na skróty, niż merytorycznie pokonać przeciwnika.
(I co z tego, że wstyd, prawda?)
Co więcej, użycie sformułowania ,,deklaruje się'' w tym kontekście jest równe niewyrażonemu wprost domniemaniu, że Dehnel tylko udaje geja i apostatę. No bo w końcu tylko ,,deklaruje się'', a nie ,,nim jest'', tak? A skoro udaje, to kłamie, a skoro kłamie, to niegodny jest zaufania i wiary nie można mu dawać.
Idźmy jednak dalej! Chwilę później okazuje się, że pan Dehnel jest też ,,samozwańczym rzecznikiem ,,obrażonych'' ''. Obrażeni, rzecz jasna, w cudzysłowie, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie czepiałby się takich pierdół jak odczłowieczanie, stygmatyzacja i stereotypizacja całkiem sporej liczby osób, prawda? Szczególnie w takich czasach, jak nasze, gdzie radosne ciężarówki grają wesołą muzyczkę i rozdają dzieciom cukierki zamiast obrzucać osoby o odmiennej orientacji seksualnej stekiem pomówień.
Kiedy PRL wejdzie za mocno
Co więcej, zagraniczni autorzy mieli otrzymywać ,,donosy'' na temat kontrowersyjnego opowiadania Komudy. I to te ,,donosy'' miały sprawić, że niektórzy z tych zagranicznych autorów zerwali współpracę z ,,Nową Fantastyką''. Bo przecież ci zagraniczni autorzy nie mają swoich własnych przekonań, które miałyby wpłynąć na decyzję o zerwaniu współpracy.
To wszystko przez ,,donosy!''
A tradycja donosów jest taka, co pamiętamy z PRL-u albo z lekcji historii, że pisali je zazwyczaj źli ludzie i zawistnicy. Że wykorzystywało się je, jako narzędzie służące eliminacji niechcianego sąsiada albo kolegi z pracy.
Albo... (załóżcie foliowe czapki!) do zniszczenia pisma z TAKĄ TRADYCJĄ! Czterdzieści lat ciężkiej pracy przekreślone jednym Dehnelem, no olaboga!
A przecież to takie wspaniałe pismo było! Tak prężnie się rozwijało, młode pokolenia mogły w nim debiutować i potem wydawały swoje książki, i wcale od dłuższego czasu nie było ono miejscem w którym wciąż i wciąż publikowali ci sami uznani w środowisku autorzy posiadający spory dorobek literacki, prawda?
W ogóle to chyba czytamy inną fantastykę
W swoim artykule (felietonie? tekście?) Pilipiuk stwierdził, że ,,polska fantastyka była niejako genetycznie wolnościowa, prawicowa i zdroworozsądkowa''. I że ,,do tej pory środowisko fantastyczne było niemal wzorcowo tolerancyjne'' i to ,,tolerancją naturalną, a nie sztucznie narzuconą przez speców od inżynierii społecznej''.
Mogę zapewnić, jako socjolog, ten spec od inżynierii społecznej, że ,,na górze'' nie siedzą źli ludzie obmyślający jakby nam tu dzisiaj wyprać mózgi poprawnością polityczną. Czasy się zmieniają, świat idzie do przodu. Mniejszości są bardziej świadome swoich praw i bardziej konsekwentne w dążeniu do ich uzyskiwania. I to tyle. Z tym trzeba się pogodzić, a nie jęczeć, że ,,kiedyś to były czasy, publikowało się wszystko, a wygłodzony czytelnik brał co popadnie''.
Pytania, pytania...
Na zakończenie, żeby podbić trochę dramatyzm, Pilipiuk pyta ,,dlaczego w ogóle ma z kimś takim jak Dehnel rozmawiać''? Odbijam piłeczkę: a dlaczego miałby z nim nie porozmawiać? Co jest tak strasznego w rozmowie twarzą w twarz, w spokojnym wytłumaczeniu postawy X i Y, w wysłuchaniu argumentów drugiej strony?
Pilipiuk pyta ,,dlaczego bliżej nieokreślona grupa depcze nasze pismo, zamiast założyć własne''? Po pierwsze nikt niczego nie depcze. Po drugie, autorzy muszą sobie wreszcie uświadomić, że niezależnie od tego jak znani są i jaki posiadają dorobek literacki, to nie są świętymi krowami. Czytelnik zagłosuje portfelem i bojkotem. Bo czytelnik wie, że bez jego pieniędzy nie będzie sprzedaży. A bez sprzedaży nie będzie wypłat. A bez wypłat...
Bez wypłat to i pisarzy nie będzie
Kończąc ten rant, który nie jest nawet w połowie tak konkretny, jakbym chciała (ale dzieci mogą to czytać, pomyślmy o dzieciach!) chciałam wszem i wobec oznajmić, co następuje:Andrzej Pilipiuk stracił w moich oczach, nie mam dla niego już ani odrobiny szacunku. W dodatku czuję, że jego tekst był zamachem na moją inteligencję i jest mi z tego powodu przykro, i czuję się zła i zniesmaczona.
Rzekłam.