Taki mały coming-out na koniec urlopu. Otóż, mili moi, jestem kobietą, czytam książki i gram w gry. Komputerowe. <szok i niedowierzanie>
Dzisiaj chciałabym Wam w kilku słowach przybliżyć tytuł Life is Strange 2. Przejście gry zajęło mi około 17 godzin (w porównaniu do 14 z pierwszej części), przy czym nie wysilałam się specjalnie, żeby zdobyć wszystkie opcjonalne znajdźki poukrywane tu i ówdzie.
Life is Strange 2 jest grą typu choice&conseuence i chociaż na początku zapytano mnie o to, czy chciałabym zaimportować wybory z części pierwszej, to niespecjalnie odniosłam wrażenie, żeby te dwie gry były ze sobą powiązane. To znaczy, postacie z części pierwszej są wspomniane, jedna drugoplanowa staje się na chwilę dla nas Ważną Drugoplanową i to w sumie tyle. Więc jeśli od tytułu odrzuca Was ta dwójeczka (przecież nie znam części pierwszej, ej, po co mam się za to zabierać?), to nie musicie się martwić - bez znajomości historii Arcadia Bay i jej mieszkańców też dacie radę. Szczególnie, że Life is Strange 2 jest historią drogi.
Wszystko zaczyna się pewnego jesiennego popołudnia w Seattle, gdy Sean Diaz w którego postać się wcielamy wraca do domu razem ze swoją najlepszą przyjaciółką, Lylą. W zasadzie nie mamy większych problemów, niż to ile pieniędzy uda nam się dostać na wieczorną imprezę i czy bardziej opłaca się wziąć chipsy i piwo, czy colę i ciasteczka. Sielanka nie trwa jednak długo. Młodszy brat Seana, Daniel, wdaje się w przepychankę z synem sąsiadów i cała sprzeczka kończy się tragicznie. I to nie tylko dla nas, ale dla całkiem sporej ilości ludzi znajdujących się akurat w okolicy. W tym dla policjanta na służbie.
Od tego momentu zaczyna się właściwa historia. Uciekamy wraz z Danielem na Południe - naszym celem jest dotarcie do Puerto Lobos w Meksyku, miejsca w którym urodził się i wychował nasz ojciec. I jeśli wydaje się Wam w tym momencie, że ciężko się opiekować cokolwiek rozpuszczonym (ale kochanym!) dziewięciolatkiem, to zdradzę, że nawet nie wyobrażacie sobie, jak ciężko jest opiekować się rozpuszczonym dziewięciolatkiem, który opanował umiejętność telekinezy. I to nawet lepiej, niż Carrie.
Nie chcę za bardzo spoilerować (a nóż-widelec ktoś z Was jednak poczuje się zachęcony i zagra?) - powiem jednak tyle, że gra jest świetna. Jest emocjonalnym rollercoasterem, który porusza całe mnóstwo ważnych tematów. Począwszy od problematyki dorastania w niepełnej rodzinie i konieczności opieki nad młodszym rodzeństwem, przez problem rasizmu i społecznych oczekiwań co do roli kobiet, skończywszy na szeroko rozumianych wątkach religijnych i społecznych. Całości dopełnia absolutnie fantastyczny soundtrack i ilustracje.
W Life is Strange 2 skończyłam grać dwa dni temu i do tej pory historia braci Diazów chodzi mi po głowie. O takie gry nic nie robiłam!
Szanuję za to, że udało Ci się ukończyć. Natomiast skapitulowałem w połowie, bo dialogi jakieś takie napuszone i przeładowane nadmiernym emocjonalizmem.
Ojej, serio? Oo'' Mi się w tej historii nie podobało za bardzo The Awesome Adventures of Captain Spirit (ale możliwe, że było to związane z tym, że dość szybko załapałam o co chodzi i jaki - mniej więcej - będzie koniec odcinka). W każdym razie, możliwe, że rozgrywałyśmy historię po prostu w odmienny sposób. :)
To raczej wynika z niechęci do gatunku, jakim jest ,,teenage drama''. Historia przerysowana od pierwszych scen i później nie miałem jak się ,,wkręcić''. Rozumiem, że można docenić opowieść samą w sobie, ale dialogi pogrzebały mój entuzjazm.
A, chyba, że tak. Spróbuj w takim razie The Wolf Among Us. Albo The Walking Dead (ale nie zabieraj się za The New Frontier - trzy razy podchodziłam do tej części i trzy razy odpadałam w połowie z powodu irytujących bohaterów).
Tytuły, które wymieniłaś ograłem w dniu premiery (to znaczy - wychodziły w epizodach, ale przechodziłem, gdy ukazały się w całości). I to są rzeczy, które warto znać, które także popieram. Są lepiej rozpisane niż Life is Strange. Mają bardziej wiarygodne postacie. I nie zgrzytałem zębami na styl dialogów.