Wrzucam Wam, jako zajawkę. Jeśli się spodoba - będę pisać dalej. ;)
Wołam: @Johnson, @Airain, @LetMeRead, @Mackowy, @Fredkowski, @Vernau. Jeśli kogoś pominęłam, to przepraszam, dopiszcie się do listy na dole, czy coś, to zawołam Was następnym razem, żebyście nie przegapili kolejnego odcinka tego wiekopomnego dzieła powstającego na Kanapie!
Izabella siedziała przy toaletce, z telefonem w ręce, i robiła seksowne miny. To przekrzywiła głowę w lewo i ułożyła palce w znak zwycięstwa, to przybrała minę niewinnej lolitki, to spojrzała kusząco spod długich, ciemnych rzęs w obiektyw aparatu.
Niestety, tego dnia żadne ze zdjęć nie wychodziło tak, jak chciała. Kiedy więc jej mały chihuahua Aleksander Dymek Trzeci, zwany pieszczotliwie Joincikiem, szczeknął na coś, co zobaczył za oknem, w umyśle dziewczyny zakiełkował pomysł idealny.
Selfie z psem.
Bo nawet jeśli Iza wyjdzie na zdjęciu tak sobie, to wszyscy followersi będą je lajkować dlatego, że widnieje na nim słodki piesek w kostiumie od Adidoga. No, a jak jeszcze napisze się do tego jakiś ckliwy post mówiący o tym, jak bardzo Iza będzie tęsknić za swoim zwierzątkiem podczas pokazu modowego w New York City, to będzie prawdziwy szał! Tak, musi zrobić sobie takie zdjęcie!
W dwóch krokach przemierzyła odległość dzielącą ją od Joincika. Piesek zawarczał, jakby wyczuwając, że szykuje się kolejna sesja fotograficzna. Chihuahua nienawidził całego świata, ale tej jego części w której robiono mu zdjęcia nienawidził najbardziej. To niewiele znaczyło przy niecałym kilogramie wagi, ale starał się jak mógł. Aleksander Dymek Trzeci, potomek wystawowych championów, pochodzący z hodowli o długich i szlachetnych tradycjach pozwalał się nosić w transporterku od Diora, pozwalał się ubierać w nowe ciuchy od Adidoga, można było pomalować mu pazurki i założyć obróżkę z diamencikami od Svarowskiego.
Nie można było mu jednak robić zdjęć. To znaczy: można było zrobić jedno, maksymalnie dwa zdjęcia z Joincikiem, a potem piesek się nudził i zaczynał domagać się smaczków. A te były towarem ściśle reglamentowanym - Joincik, czy tego chciał, czy nie chciał (nie chciał), miał być fit.
Jak jego pani.
Więc nie dość, że jego smaczki też były fit, to jeszcze pojawiały się w menu zdecydowanie zbyt rzadko, jak na gust czworonoga. I do tego były drogie.
Na szczęście Izabellę było na nie stać. W końcu była młodą, seksowną dobrze zapowiadającą się modelką. Miała atrakcyjne i często odwiedzane konto na Insta, miała swój własny fanpejdż na fejsbuczku (IzaWółOfficial) i już nawet zrobiła w social-mediach kilka fajnych reklam dla płatków śniadaniowych i batoników fitness.
Świat stał przed nią otworem. Szczególnie, że dziewczyna potrafiła zadbać o swoje interesy - pieniądze, które zarobi dzięki pokazowi mody dla Victoria’s Secret, postanowiła zainwestować w dalszy rozwój swojej kariery. To znaczy w poprawienie linii ust, żeby wydawały się nieco bardziej nadąsane i pełniejsze. Albo w wysmuklenie nosa. Jeszcze się nie zdecydowała.
Tymczasem jednak Iza podniosła pieska na wysokość swojej twarzy, zaszczebiotała do niego:
- No, Joincik, daj pysia mamusi!
I cyknęła fotkę. A potem kolejne dwie.
Pół godziny później, kiedy skończyła wybierać odpowiednie filtry i nagrała już swoje instastory była gotowa do tego, żeby na najbliższe dwa tygodnie opuścić Polskę i odlecieć z Centralnego Portu Lotniczego Radom w kierunku New York City.
Ciąg dalszy nastąpi...