Potakiwałam, wciąż wpatrując się w jego koszulkę. Sięgnął po moją kurtkę, która wciąż leżała na podłodze, otulił mnie nią i nawet pofatygował się, by zapiąć zamek. Na miękkich jak z waty nogach ruszyłam do wyjścia, podtrzymywana przez niego. Wyszliśmy z działkowego domku prosto w przenikliwą ciemność. Kruk zaprowadził mnie do zaparkowanego nieopodal auta i nic nie mówiąc, usadził na miejscu pasażera. Potem zamknął z trzaskiem drzwi i przeszedł do bagażnika. Dopiero gdy prędko ruszył w stronę domku, zauważyłam w jego dłoni kanister. Mężczyzna zniknął za kotarą, a gdy pojawił się ponownie, złapał jedną z pochodni i wrzucił do środka. Natychmiast buchnęły płomienie. Obserwowałam, jak ogień pochłania budynek oraz leżące w nim ciała.
Sam Kruk wyglądał jak kuszący diabeł na tle syczących, pomarańczowych języków ognia. Nie mogąc oderwać od niego wzroku, wciąż myślałam o tym, co się wydarzyło i kim był mój zbawca. A ten w ułamku sekundy wyciągnął broń i strzelił w mrok.
Wtem do moich uszu dotarł nienaturalny jazgot, przypominający skowyt konającego psa. Jednocześnie ktoś otworzył drzwi auta. Momentalnie odwróciłam się w tamtym kierunku, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Ujrzałam coś, co było odzwierciedleniem najgorszego ludzkiego koszmaru, łysa czaszka, nad którą unosił się obłok ciemnej mgły. Z oczodołów błyskało rubinowe spojrzenie, a spomiędzy zębów, które kłapnęły chwilę wcześniej, wyłoniły się trzy węże o szmaragdowych oczach. Ich łuskowata skóra błyszczała w mroku, a one same zaczęły głaskać moją pełną strachu twarz. Zasyczały, a ich rozwidlone języki smagnęły moje policzki. Jęknęłam. Nie byłam w stanie drgnąć, wciąż patrząc w hipnotyzujące oczy monstrum, które przewiercało moją duszę.
-Światło - syknął jeden z węży.
-Światło - powtórzył drugi.
-Tak, Światło, tak, to ona - dodał trzeci. - To iskra.
Wrzasnęłam, lecz mój głos urwał się jak cięty, gdy węże zaplątały swoje chude ciałka wokół mojej szyi. Odruchowo otworzyłam usta, próbując zaczerpnąć chociaż niewielki łyk powietrza. Wtedy też jeden z nich wślizgnął łeb do mojego gardła, jakby chciał przejrzeć ciało od środka.
Nagły strzał spowodował, że uścisk się zwolnił, a ja mogłam złapać oddech. Opadłam na fotel i zakaszlałam. Zwróciłam wzrok w stronę drzwi, o które zapierała się ta koszmarna postać. Kopnęłam ją, gdy ponownie sięgała w moją stronę kościstymi paluchami, pokrytymi czymś lepkim. Maź została na moich nogach, wraz z okropnym odorem zgnilizny.