Widzę, jak Zoya zaczyna kierować się do wyjścia, grzebiąc przy tym w torebce.
- Przepraszam, a ty co robisz? - pyta, gdy obejmuję ją w pasie.
- Obiecałem ci, że skończymy to co zaczęliśmy na tarasie - co mówię, ale wiedząc, jaka może być jej reakcja, przerzucam ją sobie przez ramię i wchodzę do windy.
- To my poczekamy na następną - Kaja puszcza mi oko, a ja wysyłam jej tylko buziaka.
- Dąbrowski, puść mnie, bo nie ręczę za siebie. Pożałujesz, przysięgam. - Zoya wali mnie pięściami po plecach. - Puść mnie.
- Dobra. Odstawiam ją gwałtownie na ziemię i przyciskam do ściany windy. - Zawsze dotrzymuję słowa.
Słyszę piknięcie, dające nam znać, że jesteśmy na właściwym piętrze. Wyciągam ją z wnętrza, nie reagując na jej krzyki i wpycham ją do pokoju hotelowego.
- Eryk, do cholery, nie jestem jakimś workiem! - Jest wkurwiona i przez to wygląda jeszcze bardziej ponętnie. Oczy jej błyszczą, a policzki ma lekko zaróżowione. Opiera dłonie na biodrach i cicho dyszy - Mówię do ciebie!
- Słyszę, cukiereczku, jak całe piętro zresztą. Przypomnij mi, na czym skoczyliśmy? - Robię niewinną minę i przez kilka sekund pukam się palcem po poliku...