- Złośliwa małpa. Ty się tak nie śmiej. Szef o ciebie pytał i, jak się zapewne domyślasz, odnotował spóźnienie.- Kasia próbowała lekko zakpić z Julki, jednak cały efekt został zniweczony przez kaszel spowodowany zbyt szybkim połknięciem batonika.
Julii wcale nie spodobało się to, co usłyszała. Szef cenił sobie punktualność i był bardzo pamiętliwy. Przypomniała jej się pewna scena z pracowniczego spotkania bożonarodzeniowego, na którym lekko podpity szef powiedział do niej:
-Pamiętam, jak kiedyś chciałaś urwać się z pracy piętnaście minut wcześniej, a ja cię przyłapałem na gorącym uczynku! - zarechotał, mając się pewnie co najmniej za detektywa Monka. - Pytam się: a gdzie to się wybierasz", a ty na to, że do łazienki! Ha, ha! A miałaś zimową kurtkę na sobie wtedy, to gdzie szłaś? Do łazienki? Na podwórze? Ha, ha!
- Ale Tomek, chciałam wyjść tylko piętnaście minut wcześniej, a poza tym to było rok temu, na Boga!
Wzdrygnęła się na tamto wspomnienie. Mogła być pewna, że za jakiś czas usłyszy o swoim dzisiejszym spóźnieniu. Postanowiła zatem działać. Jej wzrok padł na pakunek leżący na biurku, z którego unosił się aromatyczny zapach pieczonych jabłek i cynamonu.
- Stuk-puk! Dzień dobry! - Julia weszła do gabinetu przełożonego z szerokim uśmiechem na twarzy, w prawej dłoni dzierżąc talerzyk z szarlotką. To miała być jej przepustka do sukcesu.
- O, witam spóźnialską! Co tam się wydarzyło? Kot spadł ci z balkonu, korki czy może za długo stałaś przed lustrem? - Tomek posłał jej pełne zwątpienia spojrzenie. - Co tam masz? Szarlotka? Uwielbiam! - Wyrwał jej talerz z ręki i już po pierwszym kęsie wyraził aprobatę, głośno mlaskając.
-Ale ja nie mam kota. Zaraz, zaraz... Sugerujesz, że jestem próżna? - Julia spojrzała na niego z dezaprobatą. - To, że jestem kobietą, nie oznacza, że spędzam nie wiadomo ile czasu, mizdrząc się do lustra! podniosła głos, co zaskoczyło ją nie mniej niż Tomka, który zaczął pokasływać. Być może z nerwów. Jednak nie zamierzała tak tego zostawić. Przez głowę przeszła jej myśl, że może nie wypada krzyczeć na szefa, ale urażona kobieca duma zwyciężyła.
- Dlaczego uważasz mnie za pustą lalę, co? Tyle już czasu dla ciebie pracuję, a ty mi wyskakujesz z takim tekstem? No brak słów po prostu! - zakończyła, mimo że do powiedzenia miała jeszcze całkiem sporo.
-Uspokój się. - Kaszel u Tomka nasilił się, a jego twarz zrobiła się nienaturalnie czerwona. - Nie miałem na myśli nic złego. - Każde słowo przychodziło mu z coraz większym trudem.
- Pieprzony męski szowinista - syknęła pod nosem.
- Co było w tym cieście? - wysapał Tomasz.
- Co? Może nie smakowało? - Spojrzała na niego kpiąco i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, co się dzieje. - Boże, Tomek, ty się dusisz!
-No... - wykrztusił. - Dobrze, że zauważyłaś.
Julka wypadła z gabinetu szefa i zawołała o pomoc. Potem wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Ktoś zadzwonił po pogotowie, które zjawiło się prawie natychmiast i zabrało Tomka do szpitala. Jednak z całej tej sytuacji Julia pamiętać będzie jedną wymianę zdań między sanitariuszem a swoim szefem.
- Czy jest pan na coś uczulony?