Zdolność adaptacji człowieka, gdy w grę wchodzą duże pieniądze, jest imponująca. Kilka dni temu remontowałem mieszkania w Barcelonie, a teraz włamywałem się jak w „Mission Impossible" i analizowałem resztki szkła niczym w serialu „Zagadki CSI", który oglądałem jako nastolatek.
Wahadłowe drzwi z boku recepcji zaprowadziły mnie do pogrążonej w mroku kuchni. W świetle telefonowej latarki zobaczyłem lady ze stali nierdzewnej, przemysłowy piekarnik i dużą lodówkę.
Zawróciłem na korytarz prowadzący do pokoi. Po obu jego stronach widniały cztery pary drzwi. Po prawej wchodziło się do pokoi o numerach nieparzystych, a po lewej parzystych.
Otworzyłem pierwsze z nich. Latarka oświetliła podwójne łóżko z bordową narzutą. Z boku stała pusta szafa. Następny pokój wyglądał jak kopia pierwszego. Kolejny również, choć łóżko w nim nie było pościelone. Poza tym każde pomieszczenie było równie ciemne, zakurzone i puste.
Otwierając pokój numer siedem, byłem niemal pewien, co zastanę. Ale przywitał mnie zupełnie inny widok.
Na łóżku leżał starszy mężczyzna wpatrujący się w sufit.
- Halo? - odezwałem się.
W odpowiedzi usłyszałem jęk lub szept, którego pochodzenia nie byłem w stanie określić.
Oświetliłem latarką resztę pokoju. Byliśmy sami.
- Halo - powtórzyłem, ale i tym razem nie otrzymałem odpowiedzi. Stojąc w progu, przesunąłem snop światła po postaci spoczywającej na prześcieradle. Mężczyzna był ubrany, a nogach miał buty. Jego ramiona przypominały dwa cienkie patyki obciągnięte pomarszczoną skórą Mimo odległości i słabego światła widać było wystające kości policzkowe i zapadnięte oczy.
Zrobiłem krok w jego stronę. Znów usłyszałem ten dźwięk, tym razem przypominał świszczący, z trudem łapany oddech.
Gdy znalazłem się przy ciele, mogłem dokładnie przyjrzeć się twarzy. Zauważyłem, że skóra była wyschnięta, a tam, gdzie powinny być oczy, ziały puste oczodoły.
To nie była twarz starca, a raczej kogoś, kto nie żył już od wielu lat.
Cofnąłem się o kilka kroków i plecami o coś uderzyłem - drzwi szafy? Chciałem się odwrócić, aby to sprawdzić, ale znów usłyszałem ten jęk. Rzuciłem się do ucieczki, pędząc na złamanie karku.