Spacer był niejako ukojeniem nerwów po wydarzeniach z nocy. Trzymając się za ręce, szliśmy wzdłuż jeziora, niemal w kompletnym milczeniu. Nie wymieniliśmy wielu zdań podczas obiadu, tylko kilka nic nieznaczących o pogodzie czy wspólnym wyjściu. Chciałam już stamtąd wyjechać, chociaż dzień wcześniej zachwycałam się widokiem kolorowych liści, błyszczącej tafli jeziora czy wysokich gór dookoła. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak malownicze są okolice Seattle. Teraz kojarzyły mi się jedynie z okropieństwami, jakie spotkały mnie z ręki męża. Dla niego pastwienie się nad kobietą, która błaga o litość, to coś zupełnie normalnego. Ja na samą myśl miałam mdłości. Ból, jaki pozostał po tej zabawie, nie pozwalał o sobie zapomnieć (...)
Usiedliśmy na zwalonym drzewie, aby pooglądać spokojną toń wody. Mężczyzna objął mnie ramieniem, a ja oparłam o nie głowę. Pocałował mnie w czoło, aby chwilę potem westchnąć z ulgą. Głaskał wymownie udo, przez co dostałam kolejnych dreszczy. Spazmatycznie zadrżałam, mój oddech się spłycił, a ja sama próbowałam nie zemdleć z nerwów.
- Nie bój się - szepnął
- Nie boję. Po prostu jest mi zimno - łgałam.
-Amber, maleńka, przecież widzę, jak się boisz. Powiedz to (...)
-Tak, boję się, okropnie. Jestem przerażona na myśl o tym, co... - Przerwałam. Pod zaciśniętymi powiekami zakręciły się łzy. - O tym, co mogłeś mi zrobić. Wiedziałam, że jesteś brutalny, bo biłeś mnie wcześniej, ale to... to było coś okropnego, o co cię nie podejrzewałam. Mieliśmy się kochać, czekałeś na to latami, a jak przyszło co do czego, to związałeś mnie (...) Do tego ten krzyk i duszenie. To naprawdę sprawiło ci przyjemność? - spytałam jękliwie.
Zasłoniłam dłońmi twarz, aby ukryć swoją trwogę.
- Już tego nie zrobię. - Wtulił mnie w siebie i pocałował we włosy. - Obiecuję, tylko spójrz mi w oczy i przestań się bać.
- Nie mogę, muszę to przetrawić.
- Im szybciej pogodzisz się z tym, co miało miejsce, tym prędzej będziemy cieszyć się sobą.
- A co, jeżeli znowu zrobisz to samo? Wiem, że obiecałam to przetrwać dla ciebie, ale to trauma. I z każdym kolejnym razem będzie mi trudniej.
- Nie zrobię tego, obiecuję, a ja zawsze dotrzymuję słowa. Obiecałem się tobą zająć. Wykształcić cię, a nawet się z tobą ożenić...
- I obiecałeś również, że nigdy mnie nie skrzywdzisz.
- Wiem, to chwila słabości. To nie miało tak wyglądać. Z tobą miało być inaczej. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego. Chyba wciąż nie dociera do mnie, że ja cię naprawdę... kocham. - Nie odpowiedziałam. Zwróciłam wzrok na spokojną wodę, wtulona w ramię męża. Jego serce biło naprawdę mocno. Zawiał chłodniejszy wiatr, przez który się wzdrygnęłam i schowałam szczelniej w jego objęciach. Prędko zdjął skórzaną kurtkę i mnie nią okrył.
-Przepraszam, maleńka - wyszeptał ponownie do mojego ucha
Miałam wrażenie, że to wciąż sen, w którym czynnie biorę udział, a James jest tylko na ten jeden moment tą złą postacią. Głaskał moje włosy, kiwał nas na boki, całował co kilka chwil bujne loki. Był taki jak dawniej, gdy się poznaliśmy, zanim zaczął świrować.