– Ustalmy fakty – odezwała się Anastazja, która wśród znajomych uchodziła za czarownicę. Ciężko pracowała na swoje miano, dbając nie tylko o odpowiednią wiedzę, ale też o wygląd. Przy czym swoją profesję traktowała śmiertelnie poważnie. – Chcesz pożyczyć ode mnie Wielką księgę zaklęć.Tę w… oprawie z koźlęcej skóry – zaznaczyła z niesmakiem. –I… co dalej? Na kogo chcesz rzucić urok przed kolacją?
– Na faceta. Potrzebuję go na kolację.
– Moja droga, to nie jest książka kucharska!
– Po co mi książka kucharska?...
– To ja się pytam, po co ci na kolację Wielka księga zaklęć?!
– Ona nie, potrzebuję faceta. Mama chce mnie wyswatać i potrzebuję kogoś, kto odwróci jej uwagę.
– A nie lepiej, żeby ci kogoś przedstawiła? Może facet będzie sensowny.
– Sensowny?! – Walentyna ruszyła przez pasy, gestykulując w oburzeniu na wszystkie strony. Wzbudzała swoim działaniem popłoch wśród przechodniów z naprzeciwka. – Sensowny?! Ona chce, żebym się spotkała z Bartkiem Wiśniarkiem!
Na łączu ponownie zapadła chwila ciszy, po czym dobiegł ją grobowy głos Nastki:
– Tym Bartkiem, co myślę?
– Dobra, przychodź. Tylko szybko, bo za pół godziny muszę wyjść.
– Będę za dwie minuty...