Nie wiem czy znacie Marcina Florczyka. Jest autorem dwóch książek, z których jedną z nich dzięki Marcinowi przeczytałam. Jednak kompletnie nic nie wiem o samym Marcinie. Zaproponowałam mu wywiad. Marcin zgodził się. Zatem zapraszam na naszą rozmowę. Zobaczymy czy poznamy go bliżej :)
Cześć Marcin! Dawno nie rozmawialiśmy. Po tym, jak poznałam Twojego Malucha, zniknąłeś mi z radaru. Wcześniej jeszcze gdzieś Cię widziałam, a teraz nic. Co się z Tobą dzieje? Co robisz na co dzień? Czym się interesujesz? Masz może rodzinę? Napisz nam coś o sobie, bo pewnie jest tu niejedna osoba, która zastanawia się, kim w ogóle jest Marcin Florczyk.
Cześć Magda. To prawda, że nie jest łatwo zasięgnąć o mnie informacji z tak zwanych otwartych źródeł. Wynika to po części z faktu, iż od wielu już lat nie mieszkam na stałe w Polsce, a poza tym nigdy nie byłem osobą medialną, która lubi być na przysłowiowym świeczniku. Cenię sobie spokój i prywatność, co nie oznacza wcale, że moje życie nie jest interesujące! Wręcz przeciwnie. Pracuję w zawodzie, który związany jest z ratowaniem ludzkiego życia, co wiąże się też z nieustannym szkoleniem, dokształcaniem się. Do tego dochodzi nauka i ciągłe szlifowanie języka islandzkiego. Ale jest to w pewnym sensie moja pasja, więc nie mam na co narzekać. Mimo wszystko znajduję też czas na książki i uprawianie sportu. Pewnie Cię zaskoczę, ale uprawiam od lat sporty walki i jestem trenerem Taekwondo. W tym wszystkim wspiera mnie moja ukochana żona. Szczęście rodzinne to nasz wspaniały syn oraz pies. Razem stanowimy naprawdę zgraną paczkę.
Wow! Tego się faktycznie nie spodziewałam, ale właśnie po to zwróciłam się do Ciebie z prośbą o wywiad. Żeby Cię poznać. Jak już wspomniałeś na co dzień mieszkasz i pracujesz za granicą. Powiedz mi, co sprawiło, że wyjechałeś z Polski i osiedliłeś się tak daleko od domu?
Powód naszego wyjazdu był tak naprawdę bardzo prozaiczny. Zmusiły nas do tego warunki ekonomiczne. Po jakimś czasie, mając już ten cały bagaż doświadczeń związany z życiem na emigracji, czego nie da się tak po prostu streścić w kilku zdaniach, stwierdziliśmy, że podobnie, jak kiedyś trudno było nam zdecydować się na wyjazd z kraju, tak równie trudno jest nam podjąć decyzję o powrocie.
Zdaję sobie sprawę, że początki musiały być trudne. Myślisz o powrocie do ojczyzny?
Pewnie tak jak każdy, kto wyjechał już jako dorosły człowiek. Często odwiedzam Polskę, w dzisiejszych czasach jest to o wiele prostsze niż chociażby kilka, kilkanaście lat wstecz. Ale nie jest to problem zero jedynkowy.
No tak, teraz jak macie dziecko to musicie taką decyzję przemyśleć i przeanalizować dokładnie, bo tu już nie chodzi tylko o Was. Zdaję sobie sprawę, że to poważna i trudna decyzja. A jak to się stało, że zacząłeś pisać książki?
Dawno temu jako nastolatek lubiłem pisać wypracowania, opowiadania, brałem udział w konkursach i olimpiadach z języka polskiego. Jak już mówiłem książki od zawsze były moją pasją. W mojej walizce zawsze jest miejsce dla kilku woluminów, o co zresztą nieraz muszę wojować z moją żoną. W każdym razie, po iluś tam latach organizowania sobie życia na obczyźnie, gdzie zderzyłem się drastycznie ze swoimi zapatrywaniami na życie i światopoglądem młodego, jak by nie było człowieka, miałem potrzebę podzielenia się z kimś swoimi doświadczeniami, a raczej przemyśleniami. To dosyć naturalne. Rozmawialiśmy o tym często w domu. I w pewnym momencie przyszła taka myśl, żeby przelać to na papier, opisać. Tak powstało pierwsze z trzech opowiadań składające się na „Zdechlandię”, które wydrukowałem sam na drukarce w domu i dałem do przeczytania kilku osobom z najbliższego otoczenia. Wkrótce potem dowiedziałem się o możliwościach self-publishingu i po namowach mojej Martuni zdecydowałem się na oddanie książki w tej formie do druku.
Wyprzedziłeś moje pytanie o ,,Zdechlandię". Powiedziałeś już jak doszło do jej napisania. O czym ona jest? Przybliżysz nam ją?
Opisałem w niej gorzko-słodki świat emigracji. Tak naprawdę, to doszedłem do wniosku, że w Polsce panuje ogromne niezrozumienie, wypaczone postrzeganie i bardzo płytka, często krzywdząca ocena osób decydujących się na wyjazd z kraju. W gruncie rzeczy to do tych ludzi, którzy nie poznali na własnej skórze meandrów życia na obczyźnie, chciałem dotrzeć ze swoimi opowiadaniami. Wiesz, inaczej wygląda wycieczka w celach turystycznych, a inaczej wyjazd „za chlebem” czy lepszym życiem.
Czyli w skrócie można powiedzieć, że w tej książce przedstawiłeś swoje przeżycia dotyczące życia na obczyźnie?
Przeżycia moje a także ludzi, których poznałem, ubrałem w wymyślone przeze mnie historie, z których powstał obraz tego mojego świata, trochę odkoloryzowany, czasem ordynarny, ale bezsprzecznie prawdziwy.
Nie czytałam ,,Zdechlandii", może kiedyś będzie mi dane to nadrobić. A „To ja, Maluch”? To już zupełnie inna kategoria, całkowicie inna fabuła i treść. Bardzo trudna i delikatna zarazem. Skąd wziął się pomysł na taką właśnie książkę? Zastanawiam się, czy może byłeś świadkiem czegoś podobnego, co sprawiło, że postanowiłeś to przelać na papier?
Historia Malucha to tak naprawdę historia wielu dzieci, które mierzą się z przemocą, biedą i odrzuceniem. Dlatego mój bohater nie ma innego, jednego, prawdziwego imienia. Czytamy i słyszymy podobnych historii ciągle za wiele. Ostatnio w Polsce znów było głośno o kolejnym dziecku zakatowanym na śmierć przez najbliższe mu osoby i pośród znieczulicy innych. Kiedyś i ja przeczytałem w jakiejś gazecie historię takiego dziecka, co bardzo mną wstrząsnęło. Jeszcze bardziej, kiedy zacząłem zastanawiać się, co takie dziecko mogło myśleć, jak ono patrzyło na ten świat i na nas – dorosłych ludzi, od których doznało tyle cierpienia i nie otrzymało znikąd pomocy. Ta historia siedziała gdzieś we mnie przez długi czas i po prostu musiałem dać jej życie, dać upust emocjom, które przelałem w końcu na papier.
To straszne, ale prawdziwe. Sama będąc matką, nie rozumiem, jak można krzywdzić w taki sposób własne dziecko albo pozwalać, by przeżywało takie kartusze. Przyznam Ci się, że czytając tę książkę, bałam się, co mogę przeczytać na następnej stronie. Jestem mamą i czytanie takich rzeczy nie jest dla mnie łatwe. Na szczęście oszczędziłeś mi drastycznych opisów. A całość była subtelnie przedstawiona, tak, że każdy wiedział o co chodzi, a nie musiał tego czytać z detalami. Ciągle mi w głowie kołacze pytanie: jak w Twojej głowie powstała postać Malucha? Trudno było Ci to pisać? Jak w ogóle przygotowałeś się do tej książki? Przecież tak naprawdę narratorem tej książki jest kilkulatek.
Trudno jest pisać o takich sprawach, tak jak trudno jest o nich czytać. Nie sposób się do tego przygotować. Wydaje mi się, że dzieci widzą świat mimo wszystko bardziej pozytywnie niż dorośli. Nie są jeszcze przesiąknięte żadnym brudem, nieprawością, nawet jeśli mają z tym niestety do czynienia. Wielu rzeczy po prostu nie rozumieją. Próbując wejść w głowę takiego dziecka, które odbiera świat i zdarzenia po swojemu, według swojego dziecięcego systemu wartości, musiałem przebrnąć przez te najgorsze doznania, które jako dorośli czytelnicy kategoryzujemy jako bestialskie i wynaturzone i opisać je w miarę łagodnej postaci, bo taką formę przyjąłby w swojej opowieści kilkulatek. Oczywiście gdyby miał szansę się wypowiedzieć i gdyby ktoś zechciał go wysłuchać. Życie pokazuje nieustannie, że ludzie udają głuchych i ślepych na krzywdę niewinnych dzieci. To musi się zmienić. Ktoś musi zabrać głos w imieniu tych, których krzyków nikt nie słucha.
To prawda, że czas to zmienić, bo takich dzieci jest coraz więcej. Co chwila w tv słychać o tragedii kolejnego dziecka. Jednak jak sam napisałeś panuje ogromna znieczulica, z którą także należy walczyć. Na zakończenie powiedz mi jeszcze o swoich planach na przyszłość. Piszesz coś nowego? Jeśli tak, to zdradź nam jakieś szczegóły na ten temat.
Oczywiście piszę coś nowego. Wracam do tematyki emigracyjnej, ale na razie nie zdradzę szczegółów. Pochwalę się, jak książka będzie na ukończeniu.
Ale tajemniczy jesteś! W takim razie nie pozostaje nam nam innego jak cierpliwie czekać na Twoją kolejną historię. Jeszcze raz dziękuję Ci za poświęcony czas i możliwość przeczytania Twojej książki. Życzę Ci duuuużo zdrówka i sukcesów w życiu prywatnym oraz zawodowym.
A Was moi mili Czytelnicy zachęcam do poznania trudnej historii Malucha, kilkuletniego chłopca opowiadającego swoją historię w patologicznej rodzinie. Poznacie tragedię widzianą oczyma kilkuletniego dziecka. Polecam