Za długi, które rodzice zaciągali u podejrzanych ludzi, w wieku dziesięciu lat zostałam wyceniona, a następnie sprzedana na czarnym rynku. Pierwotnie moje młode ciało miało zostać poćwiartowane i oddane na narządy. Nim to jednak nastąpiło, odkupiono mnie i sprzedano dalej, przez co wzrosła moja wartość (...) Wystawiona na aukcji czekałam na przypieczętowanie swojego losu (...)
Zamknięto mnie w niewielkim pokoiku, gdzie stała jedynie prowizoryczna toaleta, a pośród białych ścian trwała głucha cisza. Kilka dni z rzędu karmiono mnie niezbyt smaczną, rozwodnioną zupą. Nie mogłam narzekać. Cieszyłam się, że w ogóle ją dostawałam, bo w końcu nie przymierałam głodem jak w rodzinnych stronach. Uznałam to za miły gest, nawet jeżeli podający posiłek mężczyzna był mi kompletnie obcy. Dla dziecka po przejściach, bez wsparcia rodziców, ich miłości oraz uwagi, każda twarz wydawała się taka sama: obca, lecz nie wroga. Nie nauczono mnie bać się innych, uważać na podejrzanych ludzi, nie ufać. Byłam jak szczeniak, szłam tam, gdzie mnie karmiono i darzono zainteresowaniem
Kolejnego poranka nie dostałam śniadania (...) Znowu zaczęło się czekanie (...) Drzwi się otworzyły, a ja stanęłam prosto, na baczność. W progu ujrzałam śliczną kobietę. Głośno żuła gumę, uśmiechając się przy tym błyszczącymi białymi zębami (...) Nachyliła się, podając mi dłoń z bardzo długimi białymi paznokciami.
- Cześć, jestem Tessa, a ty? (...) No już, chodź, pokażę ci coś fajnego, zjemy. Na pewno jesteś głodna (...) To jak ci na imię?
Wzruszyłam ramionami. Wtedy nie miałam pewności, czy je w ogóle mam.
Tessa wskazała schody na górę (....) pokazała mi kolejne drzwi na prawo (...) Na małym stoliku stał talerzyk z kilkoma kanapkami oraz kubek gorącej herbaty. Kazala usiąść, zjeść i czekać, gdy ona wyjdzie na chwilę. Nie odmówiłam. Byłam tak głodna, że dałabym się pokroić za jedzenie.
Czekanie się przedłużało. Zdążyłam zjeść to, co mi podano, i z kubkiem w dłoniach, machając nogami, siedziałam na wysokim krześle. W końcu drzwi pomieszczenia się utworzyły. Nie wstałam. Przez chwilę tylko spoglądałam naprzemiennie na mężczyznę oraz chłopca nieco starszego ode mnie, który uważnie mi się przyglądał (...) Jedną dłoń trzymał na ramieniu chłopca, drugą pewnie wskazał na mnie.
- Decyduj. Możesz ją zabić albo zachować. To twoja nagroda (...)
Zerkał to na broń, to na mnie. Wtedy nie rozumiałam, że właśnie się zastanawia: zabić czy oszczędzić? Oddał pistolet mężczyźnie i podał mi rękę, na co zareagowałam z radością wymalowaną na twarzy. Czułam się jak szczeniak wybrany z miotu.
- No dobrze. Jak ci na imię, laleczka? - zapytał ten starszy.
Wzruszyłam ramionami (...)
- James, jakie imię chciałbyś jej nadać?
-Amber - powiedział bez zastanowienia, wciąż głaszcząc moje włosy.
- No dobrze. To już masz imię, laleczko.
I zostało tak, jak sobie zażyczył mój właściciel.