Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć posiadłość za dnia. Kiedy się tu zjawiłam, było już ciemno. Działka była ogromna, ogrodzona wysokim murem zakończonym drutem kolczastym. Drogę od bramy, podjazd i kilka metrów wokół domu wyłożono kostką. Resztę działki pokrywała trawa. Rosło tutaj parę mniejszych i większych drzew oraz kilka krzewów. Za domem stała ogromna altana, ale szliśmy jeszcze dalej.
- Suka się oszczeniła. Psiaki mają już prawie dwa miesiące i rozpiera je energia. Pomyślałem, że możecie wspólnie urozmaicić sobie czas wyszczerzył zęby.
Szczeniaków było cztery. Trzy suczki i pies. Nie wiedziałam, co to za rasa, ale matka była ogromna i wzbudzała respekt. Balam się podejść i pogłaskać małe, ale Sasza wypuścił je dla mnie z kojca. Wkrótce wiercily się wokół moich nóg, lizały mnie i kładły się na grzbietach, abym je głaskała. Były nieco niezdarne i kiedy próbowały szybciej pobiec, łapy im się rozjeżdżały. Wyglądały jak małe niedźwiadki. Były wręcz cudne. Zostawię cię. Jak się znudzisz, zapukaj do drzwi, to cię wpuszczę. Bawiłam się z moimi włochatymi przyjaciółmi ponad godzinę. Nawet nie zauważyłam, że Michael dzisiaj wcześniej wrócił do domu. Kiedy go zobaczyłam, stał na tarasie z Saszą i coś mu tłumaczył. Sasza mówił mu coś, żywo gestykulując, ale ten wydawał się niewzruszony. Czułam jednak, że bacznie obserwuje każdy mój ruch. Wstałam z kolan, otrzepałam je i ruszyłam w stronę Harrisona.
- Masz do niego pretensję, że wyszłam z domu? - zapytałam bez ogródek.
- A jeśli tak, to co?
- To nie jego wina. Nie ucieknę stąd przecież. Nic ci też nie zniszczę nie obawiaj się.
- W dupie to mam, czy coś zniszczysz, czy nie. Na ucieczkę i tak nie masz szans - warknął.
-To o co ci chodzi? - Psy przyczłapały do mnie i oczekiwały mojej atencji. Schyliłam się, znowu usiadłam po turecku, a maluszki zaczęły mi wchodzić na nogi, by być w centrum uwagi. Roześmiałam się, kiedy niezdarnie wdrapywały się na kolana i z nich spadały.
- Widzisz, bawię się z tylko z psami. - Rozłożyłam ręce na znak kapitulacji. - Oddam je już mamusi, powinny coś zjeść. Mogę otworzyć kojec i je wpuścić? - zapytałam Saszę.
- Nie, ja to zrobię, żeby cię nie ugryzła. Czasami nie wiadomo, czego można się po niej spodziewać. Wziął dwa psy pod pachę i poszedł w stronę kojca. Ja zrobiłam to samo.