Weronika podobnie jak wcześniej nalała zupę do talerza i położyła go przed swoją panią.
Ewa nawet nie spojrzała na jedzenie. Wyciągnęła nogi w kierunku pieca i przymknęła oczy.
- Jak podróż? Udało się coś? - Głos Weroniki, która ciekawa była wieści, kazał Zalewskiej wrócić do rzeczywistości.
Ewa otworzyła oczy. Spojrzała na gospodynię, jakby nie rozumiała, o co ta ją spytała.
- Rozmawialiście z tym urzędnikiem? - dopytywała Weronika.
- Nie chciał się z nami spotkać. Wszystko stracone...- Głos Zalewskiej nawet nie zadrżał.
- O Jezu... - Gospodyni usiadła i załamała ręce, ale zaraz, nie chcąc smucić swojej pani, szybko dodała: - No trudno. Coś wymyślimy. Nie wolno tracić nadziei... Będzie dobrze - pocieszała bardziej siebie niż młodą panią. - Teraz trzeba zjeść.
Ewa pokręciła głową. Jak mogłabym cokolwiek jeść pomyślała. Przecież cienie nie jedzą i nie piją. A ona, odkąd Tadeusz wyjechał, stała się niczym innym jak duchem i cieniem właśnie. Takie stwory żywią się rozpaczą, smutkiem i łzami. A tych z każdym dniem było w niej więcej i więcej. Zaplotła skostniałe ręce na sukni. Siedziała w bezruchu, wpatrując się w widoczny przez uchylone drzwiczki ogień buzujący pod kuchnią, który hipnotyzował ją i przyciągał. Ona jednak nie czuła jego ciepła, a przecież powinien rozgrzać jej skostniałe ciało, dłonie, stopy, a przede wszystkim serce, które było niby kawałek lodu. Nic takiego się nie działo. Czuła jedynie chłód.
Wtedy Anton wstał, podszedł do Ewy i usiadł na krześle tuż obok niej. Wziął do ręki łyżkę i nabrał zupy.
- Jedz - powiedział spokojnym głosem.
Ewa spojrzała na niego, jakby dopiero teraz go zauważyła, bo w jej oczach pojawiło się zdziwienie. Nie wiadomo, czy faktem, że Anton jest obecny, czy tym, że każe jej jeść.
- Jedz - powtórzył mężczyzna, trzymając łyżkę przed jej twarzą.
Kobieta bez słowa posłusznie otworzyła usta. Przyjemne ciepło rozlało się jej na języku. Anton ponowił czynność jeszcze raz i jeszcze. Karmił ją tak, jak robiła to ona wiele miesięcy wcześniej. Wtedy to on pełen był rozpaczy i żalu do losu.
Dźwięk skrobania łyżką po dnie talerza jakby obudził Ewę z letargu. Spojrzała na Antona ponownie i dokładnie mu się przyjrzała. Omiotła wzrokiem jego długie włosy, brodę. Zatrzymała się nieco dłużej na bliznach. Potem położyła głowę na jego ramieniu i z jej oczu bezgłośnie zaczęły płynąć łzy. A im więcej wody wsiąkało w ubranie Brodzkiego, tym bardziej zdawało jej się, że topnieje w jej sercu lodowy głaz. Miała wrażenie, że to ona sama jest kropelkami wody przeciekającymi powoli pomiędzy nićmi jego ubrania.
Po chwili spokojny i równomierny oddech kobiety zdradził, że zasnęła. Anton wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie ułożył ją na tym samym łóżku, które zwykła dzielić z Tadeuszem. Spojrzał na puste miejsce obok niej i poczuł ogromny smutek.