Dużo by mówić. Ale na przykład - przygotowanie się do wypowiedzi na 2 zagadnienia w części ustnej w ciągu 10 minut. Albo rozumienie pojęcia tyrteizm bez mówienia o Tyrteuszu. No brednie takie, że głowa boli. A jednocześnie poziom wywindowany w kosmos.
Nie chodzi o to, czy jest to termin niezbędny, czy nie. To tylko przykład. Pojawiło się zadanie sprawdzające rozumienie tego akurat pojęcia, a w podstawie nie ma mowy o Tyrtajosie. Pan prowadzący skomentował, że w zadaniu nie jest wymagana wiedza kontekstowa.
Jak tak piszesz, to cieszę się, że maturę z polskiego zdawałam kiedyś... To były piękne czasy, człowiek wiedział wtedy, że jak tego nie zda to jest prawdziwym głąbem i do nikogo nie miał pretensji. A teraz jak nie zda połowa uczniów to i tak nikt nie będzie mógł winić tego chorego systemu nauczania zdalnego, bo to przecież niczego nie zmienia.
Jest dużo nowości. Egzamin będzie bardzo trudny do zdania. I właśnie przystąpią do niego klasy po nauczaniu zdalnym. Jak zwykle wymyślał to ktoś, kto odkleił się od rzeczywistości.
Jeszcze nie wiadomo jak rozwiązać problemy, które pojawią się po roku zdalnego nauczania - w praktyce pewnie zrobienie dwóch lat w trakcie jednego, a już czas obmyślać kolejne strategie żeby dzieciaki miały pod górkę.
Oj Kochana... przecież w tym kraju nie trzeba wszystkiego umieć, żeby kariery porobić... nasze pokolenie pamięta, co to znaczy się uczyć. Rozumiem, że poziom będzie jeszcze bardziej zaniżony ?? Tylko co tym razem jest tego powodem ? Corona, nauczanie zdalne czy najczęstsza dziś przypadłość, czyli naturalny zanik umiejętności czytania ze zrozumieniem, zapamiętywania, itd. ?
No właśnie - nie zaniżony. Wygląda to tak, jakby przez lata skutecznie obniżano poziom nauczania, coraz mniej wymagając od uczniów, idąc im na rękę i na łatwiznę - a teraz, za pomocą jednej reformy, chciano wysoki poziom przywrócić. Wymagania takie, że tylko je realizować przy trzech godzinach polskiego tygodniowo.
